"Titus Andronicus" był jednym z mniej znanych dramatów Szekspira. Popularność przyniosła mu dopiero ekranizacja z 1999 r. w reżyserii Julie Taymor i Christophera Dunne z Anthony Hopkinsem w roli tytułowej. I dla miłośników horroru to dobrze, bo sztuka warta jest poznania.
Do Rzymu, po zwicięskich walkach z Gotami powraca mężny wódz - Titus Andronicus. Wiezie ze sobą jeńców: królową Gotów - Tamorę i jej trzech synów. By uczcić zwycięstwo nad Gotami i by pomścić poległych w walkach synów, nieczuły na prośby matki, poświęca bogom na ofiarę najstarszego syna Tamory, Alarbusa. Jednocześnie pomaga zostać Saturninusowi nowym cesarzem i jako wyraz hołdu dla niego ofiarowuje mu swoich jeńców. Zauroczony piękną Tamorą Saturninus poślubia ją i staje się idealnym narzędziem do dokonania zemsty na rodzie Andronicusa.
Wprawdzie w innych sztukach Szekspira pojawiają się także elementy grozy, jak duch ojca Hamleta czy wiedźmy popychające Makbeta i jego żonę do zbrodni, a i bohaterowie większości dramatów do najłagodniejszych się nie zaliczają, jednak żadna z jego sztuk nie jest tak brutalna i tak pełna czarnego humoru jak Titus Andronicus, mimo że nie występują tu żadne moce nadprzyrodzone. Bohaterami kierują te same emocje co bohaterami większości sztuk. Titus pierwsze zbrodnie popełnia wiedziony pobożnością i lojalnością do nowo wybranego władcy, do którego wyboru sam się przyczynił, późniejsze - z rozczarowania ludźmi, którym służył przez całe życie. Saturninus jest nadambitny ale zupełnie niesamodzielny, staje się bezmyślnym narzędziem w rękach Tamory, a ta zaślepiona żądzą zemsty ale i zaślepiona przez innego rodzaju żądze, oraz jej okrutni acz bezmyślni synowie są tylko narzędziami w rękach Aarona.
Jedyną postacią, która naprawdę wie, czego chce i praktycznie do końca manipuluje wszystkimi, jest czarnoskóry kochanek Tamory, Aaron. Człowiek, którym nie kierują żadne emocje, którego bawi okrucieństwo dla samego okrucieństwa, którego jedyną przyjemnością jest snucie intryg i obserwowanie ich efektów. Oczywiście postawę Aarona można próbować dziś, w dobie politycznej poprawności, tłumaczyć tym, że odpłaca się ludziom za odrzucenie, jakie go spotkało z powodu innego koloru skóry. Można jednak widzieć Aarona jako zło wcielone, człowieka, który po prostu lubi bawić się innymi i patrzyć na ich cierpienia. Dziś w literaturze i filmie brakuje takich postaci, zawsze musi się znaleźć jakaś przyczyna ich okrucieństwa, tkwiąca w ich przeżyciach z dzieciństwa czy wczesnej młodości, tak że czarny charakter zamiast odrazy (lub - u niektórych - podziwu), budzi jedynie współczucie i litość. I u każdego prawie czarnego charakteru można doszukać się jakichś cech ludzkich, jakichś słabości - czy to miłości do konkretnej kobiety, czy zwykłych ludzkich słabostek - zamiłowania do sztuki, filozofii, konkretnego alkoholu czy wykwintnej kuchni. Aaron jest wolny od wszelkich ludzkich słabostek, Tamora służy mu do zaspokajania żądz i ułatwia mu realizację swoich planów. Syna broni, nawet kosztem własnego życia, licząc, że może go wychować na swojego wspólnika i następcę. Okrucieństwa Aarona nie usprawiedliwia nic i on sam nie szuka dla siebie usprawiedliwienia: "Nie jestem dzieckiem, bym nędzną modlitwą umiał przepraszać za zło popełnione. Tysiąc jeszcze gorszych niż te czynów mógłbym popełnić, gdybym miał sposobność. Jeśli uczynek dobry popełniłem w całym mym życiu, żałuję go szczerze" - mówi już bezbronny, skazany na okrutną śmierć. I właśnie dla postaci Aarona warto zapoznać się z "Titusem Andronicusem".
Do wydanej przez Gazetę Wyborczą książki, jak do wszystkich, wydanych przez Gazetę Wyborczą dzieł Szekspira, dołączono płytę ze sztuką, z Trevorem Peacokiem w roli tytułowej. Dla miłośników teatru i dla przeciwników współczesnych ekranizacij sztuka warta obejrzenia, bo to po prostu dobry teatr, dla miłośników Anthony Hopkinsa sztuka warta obejrzenia, dla porównania, jak wypada ich ulubieniec w konfrontacji z Treverem Peacokiem.