"Redaktor Chojnowski, choć w pozie swobodnej, na sedesie prezentował się przede wszystkim niezaprzeczalnie sztywno. Przedstawiciele wydawnictwa w osobach zastygłego w drzwiach praktykanta Olafka oraz wyzierającej mu spod pachy Kasi przyglądali się sparagrafowanym zwłokom w głębokim oniemieniu.
- No, jak to mówią - wymamrotała w końcu Kasia - kiedy deadline wejdzie zbyt mocno..."
Czasami tak sobie myślę, marzę i zastanawiam się jakby to było przyjemnie móc pracować w wydawnictwie. Książki, wszędzie książki. Toż tak musi wyglądać raj, niebo. Ale skoro dedlajny mogą wejść za mocno, to ja chyba jednak sobie przemyślę na spokojnie.
Oj nie tak wyobrażał sobie swoje praktyki Olafek. Biedny praktykant zupełnie przypadkowo znajduje ciało. Niechcący. W swobodnej, acz sztywnej pozie na kibelku zastaje redaktora Chojnowskiego. A gdzie ciało tam zachodzi podejrzenie udziału osób trzecich. A gdzie podejrzenie tam konieczne jest śledztwo. I tak do wydawnictwa JaMas docierają starszaki, starszy sierżant Jerzy Pozgonny i starszy posterunkowy Michał Mogiła. Biedne starszaki trafiają w sam środek obłędu. Dla współpracowników denata zajście z zejściem jest mocno nie na rękę. Wszak gonią ich dedlajny. Każde przesłuchanie to jak walka o przeżycie. Czy starszaki dadzą się wciągnąć w tę nierówną walkę? Czy w takich warunkach możliwe jest prowadzenie śledztwa?
"Jak zębate dynie zwiastowały jednoznacznie nadejście Halloween, tak obecność mundurowych zazwyczaj stanowiła dość wyraźny sygnał, że coś się stało i zapewne było to coś złego. W najlepszym razie przykry wypadek, w najgorszym zajście wymagające wkroczenia profesjonalnej brygady sprzątającej."
Mam wrażenie, że wydawnictwo JaMas to jakaś poczekalnia szpitala psychiatrycznego. Co postać to lepsza lub gorsza, zależy czy dla nas czy dla starszaków. Ałtorka (pisownia celowa) choć trochę ułatwia nam życie na początku przedstawiając stan osobowy całego wydawnictwa. Arek Krawczyk, sekretarka, dla którego "feminatywy to nie anaboliki i jądra się od nich nie kurczą". Barbara Żywny, kierowniczka redakcji "u progu emerytury i alkoholizmu". Grażyna "Głazina" Sławińska, sekretara redakcji, "niewzruszona jak głaz narzutowy i podobnie dynamiczna". I tak można by wymieniać. O dziwo marzyłam, żeby jednak zajście z zejściem było naturalne, bo każdą z postaci polubiłam. Jednak kiedy jest trup, martwy na śmierć, jest policja to i winny będzie. Mnie się nie udało wytypować.
Muszę się przyznać, że czytałam i płakałam. Oj dawno tak nie płakałam... ze śmiechu oczywiście. Wpadłam jak śliwka w kisiel. W kompot znaczy. To było moje pierwsze spotkanie. Z autorką i z wydawnictwem. Ale jak tak mają wyglądać pierwsze razy to ja je chcę częściej.
Jeśli nie mieliście książki na liście do przeczytania, to koniecznie ją na nią wpisujcie. Jeśli książka leży i czeka na półce, to od razu się za nią bierzcie. I dajcie znać, czy i Wy przepadniecie.
"I taka mu myśl przez głowę przemknęła, że gdyby to nie była żadna zbrodnia, żaden udział osób trzecich, gdyby to Chojnowski nie wytrzymał współpracy z tymi... tymi ludźmi, to on chyba nie byłby szczególnie zdziwiony. Wprost przeciwnie.
Wprost.
Przeciwnie."