Po niesłychanie długim okresie "bezrybia", czyli czasie pozbawionym godziwej lektury (zarówno takiej, która po prostu bawi, jak i tej, która angażuje komórki mózgowe), usiadłam przed kartami książki Marty Kisiel. Czytałam już wcześniej powieści tej autorki i muszę stwierdzić, że w przypadku "Nagle trup" widać, że proces twórczy sprawiał pisarce wyraźną frajdę. Lekka, przyjemna lektura, napisana sprawnie i z widoczną znajomością tematu i języka - a coraz rzadziej trafia mi się lektura bez błędów językowych...
Jeśli ktoś się spodziewa fajerwerków i wartkiej akcji, to okrutnie się rozczaruje. To nie jest książka dla każdego miłośnika powieści kryminalnych czy komedii kryminalnych. Autorka ma specyficzny styl, co nie wszyscy zaakceptują i docenią, a ponadto akcja koncentruje się na jednym dniu - od momentu znalezienia tytułowego trupa do chwili rozwiązania zagadki przez oddelegowanych do śledztwa policjantów.
Dostrzegam i doceniam smaczki językowe, które serwuje Marta Kisiel, mimowolne wtręty erudycyjne i połączone np. z groteskowo brzmiącymi nazwiskami policjantów (Mogiła i Pozgonny), zabawnych i irytujących bohaterów - być może niektóre ich rysy są wyolbrzymione, ale wydaje mi się, że to celowy zabieg, że w ten sposób fabuła zyskuje dodatkowego bohatera: subiektywnego narratora, który razem z nami obserwuje rozgrywające się wydarzenia i serwuje mimochodem wynik swych obserwacji. Zresztą, czy my sami często nie jesteśmy "za bardzo"? Fakt, że czytelnik nie musi się za bardzo wysilać, jest czasami pozytywne - lektura to także relaks, wcale nie musi być wyzwaniem.
W wydawnictwie JaMas dochodzi do tajemniczego zgonu i z uwagi na ograniczony i kontrolowany dostęp do pomieszczeń służbowych podejrzani stają się wszyscy pracownicy (analogia do "Wszyscy jesteśmy podejrzani" czy "Lesia" Joanny Chmielewskiej?). Policjanci stają przed nie lada wyzwaniem - zatrudnione grono to prawdziwa zbieranina oryginałów (a może indywiduów?).
Mniej skoncentrowani na lekturze mogą narzekać na nadmiar postaci i związanych z nimi wątków (niektóre pozostają otwarte, jakby czekały na ciąg dalszy), choćby maminsynka Olafka czy pana sekretarki Arkadiusza, denerwującego szefa czy starszego sierżanta Pozgonnego, który niemal nie używa narządu mowy...
Ja nie narzekałam. Potrzebowałam resetu i rozrywki - otrzymałam.