W Göteborgu od kilku lat w nocy z 5 na 6 listopada dochodzi do tajemniczych zbrodni. Seryjny morderca włamuje się do domu wybranej osoby przez wykop w piwnicy i wciąga o swoją ofiarę pod ziemię. Sprawą zajmują się komisarz Cecilia Wrede wraz z zespołem. Jednak mimo upływu czasu śledztwo wydaje się stać w miejscu...
Jednocześnie Annika Grunlund pracująca w dużym wydawnictwie, znajduje pod drzwiami biura ubrudzony błotem, tajemniczy maszynopis pod tytułem "Ja jestem Grzebielec". Fabuła oraz zawarte w niej szczegóły wskazują na to, jest autorem faktycznie jest morderca, którego tak gorączkowo próbuje schwytać policja. A najciekawsze jest to, iż styl tekstu bardzo przypomina ten, którym posługiwał się zaginiony przed laty pisarz współpracujący z kobietą. W obliczu jawiącego się na horyzoncie bankructwa redaktorka dostrzega w podrzuconej powieści szansę na ratunek dla swojej firmy i postanawia ją wydać. Nie przypuszcza jednak na jakie niebezpieczeństwo się naraża oraz jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić...
Kto okaże się twórcą tej książki z piekła rodem? Kim będzie kolejna ofiara zwyrodnialca? Czy funkcjonariuszom w końcu uda się wytropić mordercę?
Uwielbiam skandynawskie kryminały, które zawsze wyróżnia niesamowity, specyficzny i niepowtarzalny klimat. Co na niego wpływa? Po pierwsze wszystkie kraje tego regionu należą do państw wysoko rozwiniętych, przez co wydają się absolutnie bezpieczne dla ich mieszkańców. Często autorzy z północy stawiają na niezwykle brutalne i okrutne zbrodnie, co na zasadzie kontrastu sprawia, że te morderstwa wydają się jeszcze bardziej przerażające.
Po drugie Skandynawia kojarzy się przede wszystkim przejmującym zimnym czy wszelkimi odcieniami szarości. Zbrodnia w połączeniu z zachmurzonym niebem i ostrymi krawędziami fiordów tworzy niesamowitą atmosferę.
W powieściach z gatunku nordic noir królują stróże prawa, którym daleko jest do ideałów. Bywają momentami groteskowo wręcz przerysowani, a ich ludzką naturę wypełniają niedoskonałości. Bohaterowie często zmagają się z problemami tak bardzo na bliskimi, dzięki czemu sprawiają wrażenie tak bardzo, wręcz do bólu, prawdziwych.
Oczywiście tych punktów cechujących ten rodzaj literatury możemy znaleźć więcej, aczkolwiek ja chciałam Wam zaprezentować te trzy najważniejsze, jakie znajdują idealne odzwierciedlenie w tej pozycji.
Wracając już do ścisłego omawiania tego tytułu należy wspomnieć, że nosi ona znamiona powieści szkatułkowej, gdyż każdy rozdział rozpoczyna fragment wspomnianego już przeze mnie maszynopis "Ja jestem Grzebielec". Można więc śmiało powiedzieć, iż mamy tutaj do czynienia niejako z książką w książce. Akcja może nie należy do tych szybko się rozwijających, a wszystkie wydarzenia rozgrywają się na przestrzeni jednego roku, jednak jej zwroty w pełni wynagradzają ten nieśpieszny przebieg. Autor bezsprzecznie potrafi budować napięcie, nie brakuje tu również mroku, elementów grozy czy thrillera psychologicznego. To ciekawe połączenie sprawia, że publikacja nie tylko intryguje bądź przeraża, ale pozwala również zagłębić się w elementach ludzkiej psychiki. Samo śledztwo też okazało się dość nietuzinkowe, ponieważ mamy seryjnego mordercę, na miejscu zbrodni ilość krwi wskazuje na zabójstwo, jednak brakuje ciał ofiar. Choć czytelnik łatwo może się domyślić, kim jest zwyrodnialec ochrzczony Grzebielcem, to już motywów jakimi kierował się przy dokonaniach tych bestialskich czynów do końca nie poznaje. Myślę, iż był to celowy zabieg pisarza, by dać pole do popisu naszej wyobraźni, i żeby to sam odbiorca ocenił czy te zbrodnie były powodowane szaleństwem, ingerencją nadprzyrodzonych istot, psychopatią, a może jeszcze jakimiś innym czynnikami.
To rewelacyjna powieść w klimacie nordic noir, która nie tylko budzi strach, ale zmusza również do refleksji nad genezą zła, granicą moralności, fobiami czy ludzkimi słabościami. Mnie twórca absolutnie kupił tą pozycją i z pewnością sięgnę po kolejne książki jego autorstwa.