Po traumatycznych wydarzeniach z przeszłości Jasek Posadowski wraz z córką przeprowadzają się z Warszawy na podlasie.
W Suwałkach Jacek otwiera własną działalność zajmując się naprawą komputerów. Zosia, córka Jacka a także miłośniczka kryminałów, szczególnie tych dla młodzieży zaczyna interesować się sprawą zaginięcia poprzedniego proboszcza w Kaletniku- wiosce, gdzie mieszka wraz z ojcem. Sprawa bowiem na pierwszy rzut oka wydająca się zwyczajną ucieczką duchownego od stanu kapłańskiego, ale jeśli bliżej się przyjrzeć, nie wszystko w tej historii się zgadza.
Fabuła, czyli dobre złego początki
Prolog zaczyna się intrygująco, aczkolwiek z resztą fabuły, którą można zapoznać się później niewiele ma wspólnego. Sam prolog też zachęca do czytania, ponieważ ma iskrę, której później zabrakło.
Oś powieści koncentruje się za Jacku i jego córce. Wiadomo, że w ich życiu miał miejsce potężny przewrot, coś się wydarzyło, coś co odcisnęło mocne i bolesne piętno na ich psychice. Chcą odpocząć i być jak najdalej od miejsca, gdzie spotkała ich tragedia, ale... Skupiając się na Posadowskim i Zosi, Autor totalnie rozciąga powieść na tyle, że gdyby to była guma- po prostu by pękła. To jest zdecydowanie duży minus powieści.
Trzeba oddać, że kler w naszym kraju nie cieszy się zbyt dużą sympatią, więc po cichu liczyłam, że może przede mną kolejny (i w dodatku nasz, krajowy, rodzimy) fajny pomysł, na odsłonę tych cech księży, którzy zasługują na pogardę i na lincz. Nie ma co tu oczywiście oczekiwać na nagonkę, bo nie wszystko jest tylko czarno białe, ale skoro Rynkowski swoją wizję powieści umiejscowił w świecie dostojników kościelnych, a także sprowokował (w powieści rzecz jasna) sytuację, gdzie jeden z najwyższych rangą księży oszukuje i kradnie, a nawet ma świadomość, że ktoś w jego interesie zamordował z zimną krwią człowieka, tak jakoś samo przychodzi do głowy, że Autor pójdzie w stronę potępienia takiego zachowania. Tymczasem mam nieodparte wrażenie, że jest on poniekąd z tego wszystkiego jakby rozgrzeszony... usprawiedliwiony, że tak naprawdę nic się przecież nie stało.
Równolegle, i jest to element ciekawy, pojawiają się oskarżenia o pedofilie w stosunku do księdza. To jest akurat wątek, który jest bardzo z boku, natomiast podobnie, ale nie tak samo wytłumaczony przez Rynkowskiego. W takim wypadku coś się zaczyna dziać, natomiast Autor z każdej takiej ślepej uliczki znajduje wyjście. I zastanawia mnie jedno, po co w ogóle zaczynać takie wątki?
Religia, czyli najbardziej nudna część "Szeptu weża"
Dawno temu Dan Brown swoim "Kodem da Vinci" zszokował świat, teraz jakoś ciężko książek w podobnej tematyce nie porównywać. A że tematyka podobna to jakoś nasuwa się samo, kiedy czytam, że jest to książka z zagadnieniem religijnym w tle. I naprawdę można wziąć na warsztat coś szalenie ciekawego z osnowy religijnej, gdzie przedstawione fakty, czy to suche, czy też wplecione w sprytną intrygę pisarką stają się i intrygujące, i ciekawe, jak choćby powieść Danielle Trussoni, ale w "Szepcie węża" tego niestety nie ma. Zamiast tego jest około 70 stron właściwie niepotrzebnych już kolejny raz, ponieważ wizja jaką serwuję Rynkowski w powieści nie jest ani sensacyjna, ani innowacyjna, nie jest prawdę mówiąc nawet jakoś specjalnie ciekawa, a dokładniej ujmując kolejny raz nudzi.
Bohaterowie, czyli mały plus
Autor w swojej powieści zbudował całkiem różnorodną paletę osobowości. Najgorzej w tym tłumie, ponieważ tychże bohaterów jest dość sporo, wypada Jacek. Jest troskliwym ojcem, ale gdzieś przez to wszystko przenika cień niezdecydowania, braku konsekwencji z jego strony. Poznać go można dobrze, właściwie za dobrze, biorąc pod uwagę jak rozciągnięta jest sfera jego życia codziennego i pracy, i dlatego też uważam, że jako główny bohater książki nie budzi sympatii, wręcz chwilami irytację. Zosia- córka Jacka też nie jest osobowością, z którą można by się utożsamiać. Choć ma 12 lat, i jak wcześniej wspomniałam znajduje się w stanie "porządkowania myśli" oraz szukania spokoju po trudnych wydarzeniach z przeszłości, jej postawa bardziej drażni, niż wzbudza litość z powodu ciężkich przeżyć.
Logika, czyli spójna całość i pomysłowość
Uczucie, kiedy tajemnice w książce zaczynają się powolutku klarować a elementy układanki wskakują na swoje miejsce jest uzależniające. Kiedy powieść od początku wbija w fotel, a fabuła jest przejrzysta a jednocześnie zamglona od piętrzących się pytań każda odpowiedź na postawione po drodze pytania cieszy oko. A jeśli jest tak, że to oko ze zdziwienia wychodzi na wierzch jest jeszcze lepiej! W "Szepcie węża" każda odkryta karta zaskakuje, ale na minus. Okazuje się, że nie są to sensacyjne informacje, na jakie się liczyło. Nie ma elementu zaskoczenia. Rozwiązanie danego problemu okazuje się błahe i przesadzone. Efekt jest komiczny.
Wątek paranormalny próbuje jeszcze ratować tą sypiącą się lawinę, ale pojawia się niemal pod koniec historii, znajduje się na kilku stronach, i jest to zdecydowanie za krótko, i za późno.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl