Trudno mi jednoznacznie oceniać kolejne książki Becky Chambers, bo pomimo licznych nagród branżowych rzadko kiedy mają one cokolwiek wspólnego z klasyczną science-fiction. Autorka koncentruje się w nich zwykle na zupełnie niepowiązanych z nauką aspektach fabuły: obyczajowych, filozoficznych, ekologicznych i socjologicznych. Nie czyni tego jednak w formie specjalistycznych wywodów, tylko konstruuje swoje postaci i ich powieściowe światy w taki sposób, by oni i one same wymuszały na czytelniczkach i czytelnikach refleksje nad miejscem inteligentnych istot we wszechświecie. To charakterystyczne dla tej autorki podejście, dobrze koresponduje z założeniami dość niejednoznacznie jeszcze zdefiniowanego, nowego podgatunku literatury fantastycznej, zwanego solarpunkiem (pomimo jego "nowości" zalicza się też obecnie do niego niektóre książki Ursuli K. Le Guin). W kontrze do cyberpunku przyjmuję on za podstawę zastąpienie pogoni za rozwojem technologicznym życiem w zgodzie z naturą i ochroną środowiska. Wbrew wszelakim katastroficznym i dystopijnym wizjom zakłada też optymistycznie zasadniczą zmianę ludzkiej natury i podejścia człowieka do przyrody. Obserwując naszą codzienność i katastrofę klimatyczną, do której zmierzamy, trudno mi uniknąć określania takich wizji jako naiwne, nawet jeśli uznać, że przecież literatura fantastyczna służy temu by prezentować wizje niezwykłe.
"Psalm dla zbudowanych w dziczy" jest długą nowelą, w której autorka szuka punktów wspólnych pomiędzy ludźmi i samoświadomymi robotami w ich próbach zrozumienia siebie i swojego miejsca w naturze. Szuka ich w dialogu, docenianiu odmienności, wzajemnej pomocy i szacunku dla innych form życia. Już same w sobie takie założenia wydawały mi się chwilami co najmniej równie fantastyczne jak wizja przyszłej ludzkiej cywilizacji, zamieszkującej księżyc odległej egzoplanety i reagującej na samoistne powstanie samoświadomości i inteligencji robotów nie strachem, agresją i wojną, lecz szacunkiem i wsparciem. Ludzie zezwalają nowej inteligentnej rasie na samodzielne decydowanie o sobie, poszukiwanie swojej ścieżki i zamieszkanie w dziczy. Dzielą się zasobami i ustępują zamiast prowadzić ociekającą smarem i płynami ustrojowymi krucjatę przeciw maszynom. Żyją oddzielnie bez ingerencji i narzucania swoich wzorców. Spotkanie dwójki reprezentantów tych obu ras, mnicha serwującego ludziom herbatę i robota-przyrodnika, staje się w książce okazją do do wymiany doświadczeń i poszukiwania tego co wspólne poprzez rozmowy i współpracę. Nie ma tu szybkiej akcji, nie ma niebezpiecznych przygód na obcej planecie, nie ma dramatycznych konfliktów.
"Psalm..." odstaje od przeciętnej na tyle mocno, że z pewnością niektóre i niektórzy z wielbicielek i wielbicieli literatury science-fiction mogą się jej treścią niemile rozczarować. Fantastyka opiera się jednak na oryginalności i niezwykłości, a pod tym względem jest to nowela podwójnie zaskakująca. Zasłużyła na nagrody. Być może jej optymistyczny przekaz okaże się silniejszy niż powszechnie opisywane katastroficzne wizje przyszłości naszego świata.