James Islington nie napisał może zbyt wielu powieści poza wydaną już w Polsce Trylogią Licaniusa, ale z pewnością wiele książek przeczytał i nie obawia się czerpać z nich inspiracji, którą chwilami trudno odróżnić od całkowitej wtórności fabuły. "Wola wielu" poskładana jest z oklepanych pomysłów i powszechnie znanych wzorców, chociaż przyznać trzeba, że składanie udało się australijskiemu autorowi na tyle przyzwoicie, że szwy fabularne nie rzucają się w oczy zbyt nachalnie a kolejny klon powieściowego bohatera fantasy, rozpoczynającego w nędznym sierocińcu pełne intryg i niebezpieczeństw ratowanie świata, nie wywołuje takiego znudzenia jak powinien. Pierwszy tom trylogii "Hierarchia" opisywany jest przez wydawców jako epickie fantasy, a nawet high fantasy, ale te informacje, moim zdaniem, wprowadzają w błąd. Pod względem gatunkowym książka ta jest mieszaniną wielu odmian literatury fantastycznej, poczynając od science-fiction (świat fantasy powstały po jak zwykle tajemniczej apokalipsie cywilizacji o wyższym poziomie technicznym - być może ziemskiej, sądząc z licznych wtrętów w języku łacińskim) aż do młodzieżowego fantasy z elementami romantycznymi (radosna i wielostronicowa kariera głównego bohatera w elitarnej szkole dla przyszłych przywódców imperium, gdzie trup ściele się gęsto) i z łatwością można w niej znaleźć analogie zarówno do książek Brandona Sandersona (zwłaszcza trylogii "Z mgły zrodzony") jak i Suzanne Collins czy Rebeccy Yarros. To co wyróżnia powieść Islingtona, to w miarę sensownie przemyślana konstrukcja ustroju społecznego, zwanego "Hierarchią" i opartego na analogicznym do niewolnictwa i feudalizmu, magicznym i opresyjnym wyzysku obywateli (nie dotyczy on kapitału, ale "woli", stanowiącej mieszankę siły życiowej i magii). Drugim mocnym punktem fabuły jest całkiem udany obraz krwawych intryg i walk politycznych między głównymi siłami napędowymi magicznego imperium, dla niepoznaki zwanego Republiką Cateńską. Autor jako tło powieściowe wybrał oczywiście czasy kryzysu, kiedy "Republika" zakończyła ogólnoświatową ekspansję i tłumiąc resztki lokalnego oporu zmierza śmiało ku wewnętrznemu kryzysowi militarno-politycznemu, potęgowanemu groźbą kolejnej magicznej (a może jednak technologicznej?) apokalipsy. Wszystkie wymienione wcześniej wątki, wydarzenia i postaci krążą wokół tajemnicy źródeł dawnego kataklizmu a autor powoi i umiejętnie dawkuje informacje na jej temat, utrzymując dzięki temu zainteresowanie czytelnika. A przynajmniej moje udało mu się utrzymać przez niemal 900 stron, chociaż przyznaję, że kolejna książkowa iteracja szkolnych konfliktów, wrednych preceptorów, wspaniałych przyjaciół i podstępnych dyrektorów dość mocno ocierała się o granice mojej odporności. Dlatego też nie chce wystawić wyższej oceny, ale książkę skończyłem szybko i zapewne sięgnę po kolejny tom, który ma się ukazać po angielsku pod koniec roku 2025. Mam przy tym nadzieję, że zagadka, na której oparta jest cała fabuła trylogii nie okaże się bzdurną wydmuszką, ale żeby się o tym przekonać trzeba poczekać na "The Strength of the Few" a może i na trzeci tom.