Ta książka jest wyjątkowa, bo z tematu, który zwykle rozwija się w mroczną i sensacyjną cyberpunkową apokalipsę, rozkwitła spokojna i piękna róża o zapachu gorącego ziołowego naparu. Roboty zyskały świadomość! A ludzie, o dziwo, zamiast się z nimi bić, doszli do porozumienia i pozwolili im w pokoju odejść. Oto historia pierwszego spotkania po latach, pierwszych długich rozmów i przede wszystkim serdecznego zadziwienia.
Wszystko w tej opowieści wydaje się obce, zarówno dla czytelnika (odległa przyszłość, inkluzywny język) jak i dla samych bohaterów (zetknięcie się dwóch różnych gatunków). "Psalm dla zbudowanych w dziczy" jest przykładem tego, co może się stać, gdy na obcość otworzymy się z uśmiechem, ciekawością i okazując zaufanie.
Widziałam już zachwyty innych czytelników nad tą powieścią, ale sama do końca byłam sceptyczna. Nie planowałam płakać pod koniec książki, a jednak wzruszenie roztopiło mi serce. Uwielbiam morał, który z niej płynie, a długość (mniej niż 200 stron) uważam za idealną. Polecam nie tylko osobom czytającym science fiction, bo prawdy zawarte na stronach są uniwersalne. Wystarczy otworzyć się na pozytywne emocje i może też zaparzyć sobie jakąś ciepłą herbatkę.