Może zacznę trochę od końca, ale dlaczego autor postanowił napisać tę książkę? Będąc na koncercie Piotra Roguckiego, usłyszał od niego słowa, że są w takim polskim Twin Pekas. No i tu już możemy zrozumieć, jaki klimat będzie miała ta książka.
Po pierwsze, sądzę, że opis na okładce jest mylny, gdyż sugeruje nam kryminał, z elementami thrillera, a mi daleko jest do stwierdzenia, że zgadzam się z nim.
Historia dwóch leśniczych, którzy spotkali kłusownika, a następnie zginęli z jego rąk, jest prawdziwa. Wydarzyła się w dzisiejszym Świeradowie-Zdroju i miało to miejsce w 1839 roku. Na jej podstawie, autor wplótł wydarzenia dla swojej historii. Poznajemy Herthę, która będąc w lesie, jest świadkiem tego wydarzenia. Boi się o swoje życie i ma prawo, nie wie tylko, że sama umrze w tym lesie (bez osób trzecich), a jej ciało, a potem kości, przez ponad sto lat nie zostaną odnalezione. Jej dusza nie zaznała ukojenia i błąka się przez ten czas, obserwując zmiany nie tylko w swoim domostwie, ale i także w ludziach, którzy zaczynają zamieszkiwać ten uroczy zakątek u podnóża Gór Izerskich.
Książka nie jest łatwa w odbiorze. Czytając, mamy cały czas wrażenie, że nam coś umyka, że czegoś nie dostrzegamy, a może to właśnie jest tak specjalnie napisane? Na pewno. Jednakże w dzisiejszych czasach, kiedy jesteśmy przyzwyczajeni do łatwego słowa, książki eteryczne, nieuchwytne, są bardzo ciężkie w odbiorze.
Początek jest bardzo rozwlekły i praktycznie całkowicie niezrozumiały, możliwe, że gdyby nie współpraca, odłożyłabym ją na bok. I najdziwniejsze jest to, że ja książki z pogranicza jawy i snu uwielbiam, czytam autorów, którzy się w nich specjalizują i wręcz zachłystuję się nimi. Tu mi czegoś zabrakło, coś nie zostało dopięte. Jest ten klimat, tylko zapominamy, co czytaliśmy wcześniej. Po ponad stu stronach historia się rozkręca, ale czy jest aż tak wartka? Nie, znowu mimo wszystko czegoś brakuje.
Nie jesteśmy w stanie utożsamić się z żadnym bohaterem, a przecież my lubimy albo kogoś pokochać, albo znienawidzić. To właśnie daje książkom tak bardzo potrzebne emocje. Tu tego nie ma. Nie możemy ich złapać, umiejscowić i zrobić bardziej namacalnych. Historia nie jest porywająca, pomimo wątku kryminalnego, który doprowadzi do rozwiązania pewnej śmierci. Świat duchów, opisy gór. To wszystko powinno doskonale zagrać, a jednak nie wciąga.
Ta książka miała ogromny potencjał i na pewno są osoby, które mogą nią być zachwycone. Ja jednak nie jestem. I nie jest to złośliwość, tylko stwierdzenie faktu z przykrością, gdyż opis naprawdę mnie zachęcił i spodziewałam się mocnej historii, czytanej z wypiekami na twarzy. Nie. Historia jest powolna, płaska, czasami nudnawa i może to będzie krzywdzące dla autora, ale nie mogłabym napisać czegoś, z czym się nie zgadzam, nawet (a może tym bardziej), mając współpracę.
Na pewno zachęci osoby, które uwielbiają szukać słów i się nimi bawić, rozbierać je na czynniki pierwsze i dumać nad nimi. Ja w tym przypadku nie zostałam aż tak wciągnięta, aby delektować się słowem, które próbowałam złapać, ale mi się nie udało.