Sierpień 2005. Dla całego świata zapisał się ogromną tragedią, jaką spotkała stany Luizjana i Missisipi po przejściu Huraganu Katrina. To właśnie na bazie tamtejszych wydarzeń, autorka stworzyła historię, która uwierzcie mi lub nie, zapadnie w pamięć każdemu
Poznajemy życie dwóch rodzin, z różnych kontynentów, których losy przecinają się w bardzo sennym miasteczku Norco Valley. Tu przeprowadzili się Hubert z Rebeką i ich synem Marcusem. Tu także mieszka pewna dziewczyna z Polski, która uciekła z kraju przed własną rodziną, a właściwie ze wstydu i ze strachu przed tym co zrobiła.
Rebeka przeżyła niedawno ogromną tragedię i nic nie jest w stanie ukoić jej bólu, dlatego mąż postanowił przeprowadzić się w nowe miejsce, aby dać im czas i zacząć wszystko od nowa. No właśnie. Pytanie jest czy na pewno jego zachowanie wynika z dobroci serca? Hubert jest psychiatrą i doskonale wie, jak podejść do osoby, dla której świat się skończył. Proponuje swojej pracownicy, którą jest Amy, dziewczyna z Polski, aby postarała się zaprzyjaźnić z jego żoną, gdyż ta, będąc nową mieszkanką, nie zna nikogo i nie ma z kim porozmawiać. Ich spotkanie zaowocuje nie tylko piękną przyjaźnią, ale przede wszystkim pomoże rozwiązać największą zagadkę okolicy.
Zagadką jest ukazywanie się ludzi, którzy zginęli kilkanaście lat wcześniej w huraganie. Widzą ich nie tylko dzieci (bo jak wiadomo, dzieci widzą o wiele więcej, niż sądzimy, ale też mieszkańcy, którzy stracili swoich najbliższych i nie mogą pogodzić się z ich śmiercią).
Ta książka czasami jest powolna, czasami przerażająca (i nie o zmarłych tu piszę), a czasami wywołuje wielki smutek. Mnie poruszyła na wielu poziomach emocjonalnych, a powiedzenie, że należy bać się żywych, a nie umarłych, nabiera tu bardzo dużego znaczenia. To, o czym autorka napisała, nie jest niemożliwe. Wręcz przeciwnie. Codzienne historie z pierwszych stron gazet pokazują nam bezmiar okrucieństwa nie tylko ze strony przyrody, ale przede wszystkim ze strony ludzi. Zło ma czasami tę najbardziej przyjazną twarz i wielu autorów kryminałów, czy thrillerów doskonale o tym wie.
Spokój, który Rebeka miała tu odnaleźć, jest odległym marzeniem, a Hubert z dnia na dzień, coraz bardziej uświadamia sobie, że przyjaźń jego żony z młodziutką studentką z Polski, nie przyniesie jego rodzinie nic dobrego. Te dwie kobiety, które straty noszą głęboko w sercu, rozumieją się, jak nikt inny i jak nikt inny potrafią ze sobą rozmawiać, otwarcie, bez wygładzania prawd.
Ta książka to nie tylko pokazanie niszczycielskiej siły natury, to przede wszystkim thriller psychologiczny, który ukazuje ludzką naturę, a ten wątek bardziej przeraził mnie, niż zmarli, którzy proszą o pomoc. Oni już żywym nie zagrażają. Zagrażają nam ci, którzy są w naszym otoczeniu i którzy śmią twierdzić, że są najlepszym, co mogło nas spotkać w życiu. Polecam tę książkę, bo czyta ją się wyjątkowo dobrze, a zawarte w niej treści, są tymi, nad którymi możemy się wiele razy zastanowić i może pozwolą one nam spojrzeć na pewne rzeczy inaczej. Dodatkowo największym atutem jest wplecenie w akcję, dwóch wydarzeń, które miały miejsce i o których świat nie zapomni przez wiele lat.