Autor zabiera nas tym razem do niewielkiej wioski w Górach Izerskich, gdzie przed ponad wiekiem mieszkała Hertha wraz z mężem. Kiedy kobieta wybiera się do lasu, staje się świadkiem podwójnego morderstwa, po czym sama dołącza do grona nieżywych. Jej ciało nie zostaje odnalezione, a dusza pozostaje w zawieszeniu. Mijają kolejne lata, a niematerialna istota przenika do świadomości kolejnych pokoleń, by w końcu znaleźć ukojenie oraz drogę, dzięki której w końcu w pełni będzie mogła przejść na drugą stronę. Czy pojawienie się w Mirsku Zenka i Michała pozwoli Hercie znaleźć wieczny spokój? Co jeszcze uda się odkryć nowym mieszkańcom?
To druga powieść w dorobku Mariusza Gładzika, ale zdecydowanie różniąca się od jego debiutu. To nie jest lektura łatwa i przyjemna, którą można przeczytać na chybcika. To pozycja wymagająca oraz nakazująca skupienie. Jej wielokątkowość bądź wielopostaciowość może początkowo wywołać w głowie czytelnika chaos lub zamęt, jednak nie musicie się bać tego, że zostaniecie tą opowieścią przytłoczeni bądź zdeprymowani, gdyż w pewnym momencie wszystkie elementy tej zawiłej układanki wskoczą na swoje miejsce, a Wy odkryjecie wszystkie zależności między poszczególnymi bohaterami czy wydarzeniami.
Autor serwuje nam emocje i doznania rodem z filmów Hitchcocka, gdzie na samym początku następuje trzęsienie ziemi, a później napięcie tylko wzrasta. Odnajdziecie tu doskonałe połączenie elementów grozy, kryminału oraz thrillera psychologicznego, które zostały wzbogacone o oniryczne wizje, teorie spiskowe lub niesamowitą, ale przerażającą wizję przyszłości. Styl okazał się bardzo sugestywny, momentami wręcz kwiecisty, którego piękna nie zaburzają użyte niekiedy wulgaryzmy.
W tej pozycji twórca porusza wiele istotnych kwestii, które zapadają w pamięć i zmuszają do refleksji. Ciekawym zabiegiem było przedstawienie i wkomponowanie w fabułę dziejów Gór Izerskich na przestrzeni wielu lat w kontekście historycznym, społecznym, ekonomicznym bądź gospodarczym, co zdecydowanie uatrakcyjnia treść. Za sprawą tej publikacji pisarz stara się zwrócić też naszą uwagę na to, iż zwierzęta, tak samo jak ludzie, myślą oraz czują. Również doświadczają bólu, strachu, doznają emocji, które można porównać z naszymi. Za przedstawienie tego aspektu, jako wielks miłośniczka wszelkiego rodzaju żywych stworzeń, kieruję w stronę Mariusza głębokie ukłony.
Ta historia pokazuje nam też, że często i bezmyślnie stygmatyzujemy ludzi, którzy są inni od ogólnie przyjętych schematów czy norm. Naśmiewamy się z nich, przypinam łatkę wariata, nie zastanawiając się nad tym, co sprawiło, iż stali się właśnie tacy. Zamiast pomóc, krzywdzimy docinkami, wrogością, a nawet obojętnością, co może doprowadzić do tragedii, której dałoby się uniknąć, gdybyśmy choć trochę pochylili się nad losem takich osób.
To dość niekonwencjonalna oraz nieszablonowa lektura, która skrywa w sobie wiele istotnych kwestii ukrytych pod warstwą niepokoju czy szaleństwa. Mimo że w większości zawiera postaci i wątki fikcyjne, to właśnie pewne autentyczne wydarzenie stało się impulsem do powstania tej powieści. Ale jakie to było zdarzenie, musicie już odkryć sami... Do czego gorąco Was zachęcam, gdyż naprawdę warto.