Sięgając po „Empuzjon” Tokarczuk, oczekiwałem przeżyć literackich, miałem nadzieję na sztukę. I słusznie. W przypadku „Króla” Twardocha chodziło mi zarówno o warsztat pisarski autora, jak i fabułę powieści (ciąg zdarzeń, sytuacji, opis konkretnych działań i zachowań). Też się nie zawiodłem. Wiedząc, że apostazja to odstępstwo od wiary, od wyznawanych zasad lub przekonań, nie liczyłem w „Apostatce” na fajerwerki kunsztu i pisarski geniusz autorki. Chciałem lepiej i więcej, bo trochę już wiem, poznać, zrozumieć świat Świadków Jehowy, znanych wcześniej jako Badacze Pisma Świętego.
Vanitas, pseudonim autorki, pochodzi z Księgi Koheleta: vanitas vanitatum et omnia vanitas – marność nad marnościami i wszystko marność. Kohelet, mędrzec ze Starego Testamentu, który zdobył wiedzę o świecie i ludziach nie z ksiąg, ale z własnych doświadczeń (widziałem wszystkie sprawy, które się dzieją pod słońcem), sugeruje pogodzenie się ze światem, jaki by on nie był, i przyjmowanie z pokorą zarówno chwil szczęścia, jak i smutku. Na ziemi wszystko to jest marnością, a prawdziwej radości można oczekiwać tylko u Boga, w życiu wiecznym.
Interesują mnie techniki, sposoby i metody działania religii, sekt i wyznań. Zdaję też sobie sprawę, że ocena i same określenia zawsze zależą od oceniającego, bo przecież NASZA religia jest tą jedyną i prawdziwą, a wszyscy inni to sekciarze. Techniki działania religii, sekt i wyznań bywają różne, ale cel zawsze jest ten sam – pieniądze i władza.
Na okładce książki widać kokainową „kreskę” w kształcie krzyża, czyli już wiem – Karol Marks i jego stwierdzenie, że religia to opium mas, opium ludu (niem. Opium des Volkes). Umiarkowanie ambitne, ale przypomniałem sobie, że to miała być rzetelna relacja, a nie ambitne dzieło literackie.
Adam i Ewa Sydlikowie, mimo pracy na trzech etatach oraz drobnych przestępstw, wiecznie borykają się z problemami finansowymi. Do tego kłopoty rodzinne, z pijanym stale ojcem Ewy, z dziećmi, gospodarstwem, domem itd. Kiedy Adam wpada na granicy z Niemcami (granica z Niemcami?!) z kontrabandą i traci przemycane papierosy oraz nie swój samochód, problemy kumulują się. Zwłaszcza że kilka dni wcześniej w idiotyczny sposób pozbył się dobrej pracy. Mniej więcej w tym samym czasie nawiązali z Sydlikami kontakt Świadkowie Jehowy. Adam, początkowo mocno sceptyczny, po wpadce na granicy, staje się jakby bardziej podatny na zrozumienie, wsparcie, pomoc i poczucie przynależności, jakie oferują członkowie sekty. I kiedy już miałem nadzieję, że wreszcie dowiem się więcej o technice działania Świadków Jehowy, w powieści nagle następuje przeskok o lat kilkanaście.
Dorosła Julka Sydlik studiuje, zmienia psychologów, szuka dla siebie pasującej religii, ćpa kokainę, zakłada fundację, która ma pomagać ofiarom sekt.
Adam i Ewa Sydlikowie mają się świetnie, dwa auta w garażu, własna fabryka itd. W tych warunkach trudno się dziwić ich zacieśniającemu się związkowi ze Świadkami Jehowy – mają przecież namacalny dowód na to, że po wejściu na właściwą drogę, Jehowa zaczął im pomagać.
Kontakt z córką, która odsunęła się od Boga, zdradziła Go? Zgodnie z zaleceniami zboru nie bardzo. Czasem Ewa, jakiś krótki telefon do córki, ale w tajemnicy przed Adamem, bo ten stał się wyznawcą wręcz fanatycznym.
Jednak problem w tym, że zaczęło się dziwnie, co najmniej dziwnie.
Uniosła wzrok – za oknem PRL przeplatany ekranami, szkłem i betonem. Przez łzy i krople na szybie świecił zamglony napis na bilbordzie 3D…[1].
Zaraz, zaraz… PRL i bilbordy 3D? PRL, a sąd w Poznaniu zasądza alimenty i koszty sądowe w euro? PRL, w którym żebrak wyciąga w stronę przechodnia nie kapelusz, ale smartfon z kodem QR? Windy, w których sztuczna inteligencja rozpoznaje twarze i wita pasażerkę po imieniu? Wirtualne manekiny i zaawansowane technologicznie systemy kontroli obywateli? Nanotechnologiczne syntezatory śpiewu? Zamówione towary dostarczają drony? Jakieś konta obywatelskie? Co jest?! Wreszcie zrozumiałem – to nie jest rzetelna relacja z wnętrza sekty! To po prostu literatura s-f!!!
Mój zapał natychmiast obniżył się o kilkadziesiąt procent. Lubię fantastykę, ale tym razem nastawiłem się na coś innego. Skoro to jakaś alternatywna rzeczywistość, to i reszta rewelacji, zawartych w książce, jest albo może być… alternatywna. Jednak przede wszystkim nie można treści książki traktować, jako zestawu rzeczowych i wiarygodnych informacji. Osoby, które znają dobrze środowisko Świadków Jehowy, i chyba tylko one, zapewne bez problemu odróżnią fakty od fantazji (fantastyki), ale ja do nich nie należę. Sięgnąłem po tę książkę WŁAŚNIE po to, żeby poznać, dowiedzieć się, zrozumieć. I to nie bardzo się udało. Właściwie to zupełnie nie wyszło.
Wyprowadził z niej krowę o kobiecej twarzy i piersiach. Z jej pleców wyrastały białe skrzydła, a nad jej ogonem rozpościerał się zielony, pawi pióropusz. Jej złote naszyjniki zaszeleściły, gdy trąciła Julię czołem w ramię. Dziewczyna odskoczyła przerażona[2].
Zaleta? „Apostatkę” czyta się szybko i zwykle bez wysiłku. Natomiast w kwestii rzetelnej i realnej wiedzy na temat Świadków Jehowy, to byłbym bardzo, bardzo ostrożny.
--
[1] Vanitas, „Apostatka”, Novae Res , 2021, s. 11.
[2] Tamże, s. 368.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.