Nie da się oddzielić człowieka od jego przeszłości. Nierozerwalnie zrasta się z nim, jest sumą doświadczeń, dobrych i złych.
Depresja to trudna choroba, którą niełatwo rozpoznać u innych, a często i u siebie. Depresja to taki stan, który czasem udaje się ukryć za uśmiechem, zwyczajnym zachowaniem. To walka z pesymistycznymi myślami, złym samopoczuciem, wahaniami nastrojów. Często to samotne zmagania i nie zawsze wygrane. Ten temat podjęła Żaneta Pawlik w powieści „Tamarynd”.
Bohaterowie „Tamaryndu” to, zdawałoby się, przypadkowi ludzie, ale w miarę czytania dowiadujemy się, że ich losy są mniej lub bardziej powiązane ze sobą. Każdy z nich przeżył albo przeżywa swój osobisty dramat. Przed kłopotami uciekają w podróże, w pracę, w próby samobójcze, przypadkowy seks i w samotność. Co ich jeszcze łączy? Jakiś dziwny hamulec, który nie pozwala porozmawiać z innymi otwarcie o swojej sytuacji. Prosić o pomoc. Przykładem jest Jadwiga, która wprawdzie wysyłała drobne sygnały, ale nie zostały one odebrane tak, jak tego oczekiwała. Może warto tym, których uważamy za przyjaciół, wygarnąć całą prawdę o sobie? Jeśli przejdą obok naszych zwierzeń obojętnie – nie są naszymi przyjaciółmi, jeśli się nad nami pochylą – możemy sobie pogratulować, że ktoś taki jest obok nas. Myślę, że m.in. to chciała przekazać nam autorka.
Szczerość w mówieniu o sobie to jedna z podstaw budowania udanego związku. Ukrywanie przeszłości, która i tak wyjdzie na jaw, nie jest dobrym wyborem. Anka i Franek o tym zapomnieli. Anka nie powiedziała o pracy w Hamburgu, Franek zapomniał wspomnieć o układzie z byłą żoną. Czy byli w stanie stworzyć udany związek? W powieści odpowiedź jest niejednoznaczna. Nie ma tutaj dobitnego happy endu. Dla mnie zakończenie „Tamaryndu” jest otwarte, z potencjałem na kontynuację. Mam jednak nadzieję, że takiej nie będzie, a czytelnik na zawsze zostanie z pytaniem: Poleciał, czy w ostatniej chwili zrezygnował z kupna biletu do New Dehli? (To nie cytat z powieści). Zawsze mogło się przecież coś niespodziewanego wydarzyć.
Anka i Franek to główna para w powieści, ale związków dwojga ludzi jest w niej więcej. I może tylko Agata, córka Franka, tworzy z narzeczonym układ bliski ideałowi. Nie możemy być tego jednak pewni, bo ta para została ukazana marginalnie. Pozostałe albo walczą o wygraną, albo są na dobrej drodze ku upadkowi.
„Tamarynd” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Żanety Pawlik i mogę je uznać za udane. Podobało mi się umieszczenie większości wydarzeń w Katowicach i okolicach. Z łatwością mogłam zidentyfikować znane mi miejsca, wczuć się w klimat powieści. Mało książek ma swoją akcję w stolicy województwa śląskiego, a to takie różnorodne, ciekawe i pełne sprzeczności miasto. Podobało mi się również to, że powieść nie podaje nam wszystkiego na tacy. Pewnych rzeczy trzeba się domyślić, a nawet je przemyśleć. Bohaterowie są zgrabnie skonstruowani, a postacie drugoplanowe stanowią ciekawe tło, z którego zdecydowanie wyróżnia się matka głównej bohaterki.
Rozpoczęłam cytatem i zakończę cytatem: Życie toczyło się niezależnie od pojedynczych dramatów.