Z jednej strony książka Kay'a "Będzie bolało" nie przekonała mnie, to jednocześnie muszę podkreślić, że miała zasadniczy plus, w postaci opowieści bohatera o realnych spostrzeżeniach i własnych doświadczeniach z pacjentami. W przypadku książki Pawła Reszki dostajemy zaledwie pocięte wywody stażystów, rezydentów, a w końcu lekarzy rożnych specjalności na temat spostrzeżeń odnośnie najbardziej uwierających ich kwestii w swoim życiu zawodowym. Książka polecana przez znajomą nie spełniła moich oczekiwać.
Wartością tego typu pozycji mogłoby być przeprowadzenie solidnych wywiadów z kilkoma lekarzami, a nie odnoszenie się w kilku zdaniach do postawionego pytania. Nie wykluczam, że Autor przeprowadzał dłuższe rozmowy, ale ostatecznie pociął je na fragmenty dla "przejrzystości" treści. Nie chciałabym sugerować, że zabrakło reporterskiej wprawy, by uczynić z treści rzetelnie zbudowanego materiału, wnoszącego coś nowego do podjętego tematu, a nie jedynie powielającego schemat swoich poprzedników. Ostatecznie nawet jeśli owo poszatkowanie wypowiedzi na zgrabne, a i może dzięki temu bardziej strawne dla odbiorcy (który często bywa również pacjentem) momenty z życia zawodowego medyków przyjmujemy jako wtórne, to można by to wybaczyć, gdyby jako całość dawało sensowne odpowiedzi i konkluzje, po co to wszystko zostało zebrane. Reszka nie pisze konkretów. "Mali bogowie" to zero przemyśleń, brak podsumowania, czy to w formie kilku znaczących zdań na temat stanu polskiej medycyny od strony systemu, czemu mógł się krótko przyjrzeć osobiście, czy to z punktu widzenia lekarzy, których tak chętnie wypytywał. O zdanie pacjentów w ogóle się nie zatroszczył, jakby medycy działali w oderwaniu od nich.
Nie wiem, być może druga część "Małych bogów" zawiera już interesujące mnie podsumowania, ale nie mam ochoty tracić czasu na poszukiwania najpierw książki, potem znów ją wertować, by dostrzec, czy poza narzekaniami lekarzy na system, swoich kolegów oraz pacjentów znajduje się w niej coś więcej, rzetelnie przygotowany materiał. Mam dość wczytywanie się w biadolenie jakiejkolwiek grupy zawodowej, gdzie z w mnóstwa wypowiedzi przebija własna niechęć do działania, postawa roszczeniowa, dylematy typu: nie uczyli mnie na studiach/stażu, a ja przecież po to tam byłem. Dla przykładu stawiając się w sytuacji lekarza z kilkuletnim stażem na jakimś tam oddziale: gdybym miała pod opieką delikwenta, który przychodzi do szpitala, pokręci się godzinkę, o nic nie pyta, ewidentnie nie interesuje się pracą na oddziale w jakimkolwiek zakresie, nie widzi pacjentów, nie wchodzi w reakcję z personelem medycznym, a tylko czeka na moją uwagę, to bym go potraktowała dokładnie tak samo, nie zauważając go. I tak też najczęściej są traktowani stażyści medycyny. Uważam, że sprawiedliwie, bo jeśli chcesz się uczyć to działasz, a nie czekasz, aż ta wiedza spłynie na ciebie z gwiazd, bo takiego oświecenia mogą doznać jedynie wybitni myśliciele z długoletnim stażem (których podejrzewam o działania na wczesnym etapie). Nic nie ma za darmo, przekonuję się o tym codziennie. To samo dotyczy czasu spędzonego podczas czytania tych górnolotnych wyznań, które wcale nie były warte mojej uwagi, jak błędnie założyłam.
"Mali bogowie" to nie reportaż, a rodzaj dziennika wypełnionego wspomnieniami różnych ludzi, których łączy podobna wiedza i doświadczenie. Niestety, książka nawet koło reportaży nie stała, a ja właśnie owego solidnego zbioru doświadczeń zawodowców z dziedziny medycyny w oparciu o mocny syntetyczny konstrukt dziennikarski oczekiwałam. Reszka w swojej książce nie mówi o cierpieniu tych najważniejszych, czyli pacjentów, a jedynie o nieusatysfakcjonowaniu lekarzy, co dzieje się na różnym poziomie. Nie odczułam również, jakoby treść publikacji była wejściem za kulisy życia szpitalnego lekarzy. Publikacja nie odkrywa żadnych tajemnic, nie ma sensacji, bo i problemy są dobrze znane w innych branżach. Natomiast przenoszenie ciężaru winy na system jest mydleniem oczu, bo przecież system tworzą ludzie, a ci częściej wolą odwrócić wzrok od problemu, niż wysilić się i cokolwiek naprawić. Tym samy i Autor próbuje zamydlić oczy czytelnikowi, że oto dostarcza rzetelnej wiedzy na interesujący temat, a tymczasem podsuwa wtórny produkt opierający się nie o zasady prawdziwego dziennikarstwa, a jedynie cudze zdanie, bez głębszych przemyśleń, na koniec pozostawiając wszystko bez analizy.