Tytuł powieści Olgi Rudnickiej "Były sobie świnki trzy" od razu skojarzył mi się po pierwsze z popularną bajką dla dzieci, a po drugie z piosenką znaną z dawnego programu rozrywkowego pt. "Jarmark". Zaintrygowana opisem wydawcy postanowiłam skusić się na audiobook w interpretacji Ilony Chojnowskiej mając nadzieję na zabawną i odprężającą komedię kryminalną. I rzeczywiście, książka okazała się humorystyczną opowieścią pełną niesamowitych intryg, zwariowanych sytuacji i nietypowych zbiegów okoliczności. A wszystko opowiedziane z polotem, fantazją i humorem.
Poznajcie zatem trzy przyjaciółki - Jolkę, Martusię i Kamelię, które mają nie lada problemy natury osobistej. Ich małżeństwa to tak naprawdę związki na papierze. Życie upływa, a bohaterki nie dość, że nie są szczęśliwe, to jeszcze nie mogą się wyzwolić z tych dziwnych układów. A wszystkiemu winne są podpisane intercyzy, które pociągają za sobą określone konsekwencje. Wyjście z tej patowej sytuacji jest tylko jedno - nieszczęśliwy śmiertelny wypadek. Niegodziwi mężowie muszą ponieść karę, za swoje występki...
Olga Rudnicka nie przestaje mnie zaskakiwać. Jej historie są tak niewiarygodne i zdumiewające, że zawsze zapewniają mi wspaniałą zabawę. Zapytacie, co może być śmiesznego w planowaniu śmierci współmałżonka... Autorka w taki sposób knuje, kręci i manipuluje stawiając swoich bohaterów w niecodziennych sytuacjach, że czytelnik z przyjemnością i uśmiechem na twarzy daje się podpuszczać, pozwała się wodzić za nos i uczestniczy w tej wyjątkowej zabawie. Intryga goni intrygę, nagłe wypadki wprowadzają oczekiwany zamęt i... pomagają kobietom realizować plany, a wszystko po to, byśmy mogli się odprężyć i naprawdę dobrze bawić.
Spodobały mi się bardzo kreacje głównych bohaterek, które idealnie wpasowują się w odgrywane role. Jolka - żona prawnika, matka dwójki nastolatków, poniżana i nie szanowana przez rodzinę jest w gruncie rzeczy kobietą konkretną i zdeterminowaną. Kamelia - żona karierowicza, kobieta z charakterem, która u boku niewiernego męża prowadzi swoje samotne życie stawiając na urodę i spotkania z kochankiem. Martusia - żona komornika, najbardziej odstająca od rzeczywistości, pozuje na nieprzytomną śpiącą królewnę, a w konsekwencji okazuje się całkiem silną osobowością. Wszystkie trzy tworzą wyjątkowy tercet, a gdy w miarę rozwoju wydarzeń dołącza do nich Sandra - czwarta zdeterminowana i skrzywdzona przez mężczyzn, robi się jeszcze bardziej interesująco.
Olga Rudnicka wciągnęła swoje bohaterki w ciąg zagadek, niezwykłych zbiegów okoliczności i nieszczęśliwych wypadków. To typowa komedia z elementami satyry, gdzie znajdziemy sporo absurdów, ale i zaskakujących sytuacji, które nie tylko budzą uśmiech, ale momentami wywołują gromki śmiech. Dowcipne dialogi świetnie uzupełniają całość. Bardzo odpowiada mi poczucie humoru autorki i zawsze z ochotą sięgam po każdą kolejną powieść.
Pamiętajmy jednak, że do książki "Były sobie świnki trzy" należy podejść ze sporym dystansem i przymrużeniem oka. Takich historii nie można brać na serio - w końcu morderstwo to czyn karalny, a knowania żon brane na poważnie gwarantują jedynie rozczarowanie. Autorce udało się zwrócić naszą uwagę na niezdrowe relacje w związkach. Posługując się satyrą uczyniła to z klasą i humorem. Jeśli zatem stać Was na dystans i pewien sceptycyzm do opisywanych zdarzeń i lubicie się pośmiać ze splotu niewiarygodnych wypadków, to powieść Olgi Rudnickiej będzie idealnym wyborem. W końcu mamy tu nie jeden, ale aż trzy zgony i nie jedną, ale trzy żony.