Tytuł dziwny, bo „reina roja” to po hiszpańsku właśnie „czerwona królowa”. Jakaś nowa moda czy maniera na powtarzanie tytułu w różnych językach? To zapewne historyjka dla dzieci „Przygody owcy” zostanie wydana pod tytułem „Przygody owcy. The adventures of a sheep. Las aventuras de una oveja. Die Abenteuer eines Schafes”. Może trochę za długie, ale za to jakże ambitne i zwracające uwagę! Zwłaszcza, gdy dział marketingu przeforsował w wydawnictwie kosztowną i szeroko zakrojoną akcję reklamową. No, trudno, jak trzeba, to trzeba.
W sensie… jak by to powiedzieć… technicznym książka napisana koszmarnie. Nie wiem czy to wina autora, czy tłumacza, czy redaktora, czy korektora, ale przekład sprawia wrażenie wykonanego za pomocą Google Translate. Szczoteczka do zębów tonąca (w czym?) w połowie drogi (do czego?). Imperium pyłowe ojca (???). Telefon na podeście schodów, taki, do którego wrzuca się monety i który wibruje przy uchu, kiedy przychodzą wiadomości WhattsApp (sic!). Główna bohaterka cierpi na anosmię, nie czuje żadnego zapachu, a w zasadzie… tu uwaga – tylko słony i słodki, bo reszta smakuje jak papier (ups!). I mnóstwo innych takich.
Jestem pewien, że powieść tego autora podoba się Hiszpanom. W milutki sposób głaszcze ego mieszkańców i obywateli tego kraju, bo według Juana Gómeza-Jurado w Hiszpanii wszystko jest najlepsze, najwyższe, największe, a główna bohaterka, Antonia Scott, jest oczywiście najinteligentniejszą osobą na świecie.
Jest w powieści element rzeczywistości. Wiele zbrodni zostałoby wyjaśnionych, mnóstwo spisków udaremnionych, afer gospodarczych ujawnionych, gdyby urzędy i instytucje (a także konkretne osoby) były w stanie współpracować, dzielić się informacjami, działać razem, a nie konkurować ze sobą – ze szkodą dla społeczeństw, oczywiście. I tu kończy się realizm, a zaczyna naiwna i naciągana teoria spiskowa. Grupa najbogatszych ludzi zakłada tajną organizację, której celem jest ratowanie świata i ludzkości przed nią samą, jej głupotą i nieudolnością. Tajna organizacja ma w każdym kraju jednego człowieka, nazywanego Mentorem, który jest łącznikiem organizacji ze światem realnym i oficjalnym oraz jedną Czerwoną Królową, osobę o niesamowitej inteligencji i paranormalnych zdolnościach.
W ogromnej willi znalezione zostały zwłoki syna prezeski największego banku w Hiszpanii. Ciało specjalnie upozowano, po pozbawieniu go całej krwi. Niewielka ilość tej krwi znajduje się w kielichu, który trup trzyma. Na jego głowie znaleziono ślady oliwy. W willi nie odkryto żadnych śladów, co oznacza, że zbrodni dokonano w jakimś innym miejscu.
Córka najbogatszego w Hiszpanii potentata została porwana. Kierowca specjalnego samochodu z przyczepą do przewozu koni, którym jechała, wioząc ukochaną klacz, został zamordowany, medalowy koń wyścigowy też stracił życie. Mijają godziny, a nie pojawiło się żadne żądanie okupu, przynajmniej oficjalnie.
W przypadku tak wysoko postawionych ofiar sprawą zajmowałaby się tylko ta tajna organizacja, ale ojciec uprowadzonej kobiety zawiadomił policję, więc wmieszał się w to Wydział Porwań i Wymuszeń Policji Krajowej, a konkretnie kapitan Parra. Rzecz jasna od razu pojawiły się spory kompetencyjne.
Sprawę prowadzi Antonia Scott, Czerwona Królowa Hiszpanii, z pomocą inspektora Jona Gutiérreza (pederasty), którego Mentor nakłonił do współpracy właściwie szantażem.
Relacja z następujących po sobie wydarzeń odbywa się z różnych punktów widzenia, bo to i Antonii Scott, i Jona Gutiérreza, i kapitana Parry, i Carli (ofiary porwania), i Bruna (dziennikarza), i wreszcie samego sprawcy o pseudonimie Ezequiel.
Powieść może nawet nie jest taka zła, jak mogłoby się to wydawać po lekturze mojej opinii, jest nawet momentami wciągająca (a momentami są to dłużyzny, zwłaszcza rozmyślania Carli) i naprawdę chciałem dobrnąć do końca, żeby dowiedzieć się o co w końcu chodzi. Nie była jednak na tyle ciekawa, żebym planował lekturę kolejnych tomów z serii „Antonia Scott”.