Mam trochę problem, by poskładać jakoś w sensowną puentę całość książki Pana Rabendy, ale mam nadzieję że pod koniec samo to mi jakoś wyjdzie...
A jest we mnie wiele różnych, skrajnych emocji i przemyśleń po zapoznaniu się z "Testamentem Lubieżnika", bo sam zresztą już widok okładki wywołuje kontrowersje i wzbudza wręcz zażenowanie wizerunkiem ukrzyżowanego na wieżowcu Jezusa zaraz nad zachęcającym dolnym fragmentem kobiecego ciała, znacznie bardziej wyeksponowanym od samego Pana...
Zagłębiając się w tekst mający przybliżyć, poznać i w niejaki sposób przeżyć historię wraz z głównym bohaterem książki nie jest łatwo, zwłaszcza gdy odbiorcą jest płeć przeciwna, bo przecież tak inaczej się nam myśli i odbiera rzeczywistość, a nawet jeśli już mamy podobne oczekiwania to jakoś nazywamy je w niezrozumiały dla siebie wzajemnie sposób przez co ciężko się czasami dogadać, zrozumieć i nadawać na podobnych falach.
Bardzo fajnie to wszystko o czym wspominam teraz jest również ukazane w książce w momentach, gdy Bożydar- Filip zwłaszcza w sytuacjach stosunkowo przyjemnych zostaje przez kobiety wyprowadzany ze swojej ekstazy różnymi pytaniami, gadkami wtedy właśnie... kiedy on by tego nie chciał,... a one nie widzą w tym żadnego problemu, bo przecież jaki to problem zmienić na chwilę temat, prawda? ;)
Miałam różne momenty (nie)zrozumienia zachowań Bożydara. Na pewno usprawiedliwia go niespokojne dzieciństwo, terroryzm starej dewotki i brak "odpowiednio normalnych" wzorców. Ciężko wyrosnąć w takich okolicznościach na kogoś, kto będzie pewnym siebie gościem bez zrytej psychiki.
Nie można jednak powiedzieć, że pomimo nieprzychylnego losu dla rozwoju naszego Lubieżnika i pomimo jego bujnych doświadczeń miłosno-erotycznych był jakimś zwyczajnym ch****. Co to, to nie, bo chociaż jest tutaj dostrzegana wulgarność słowna i gwałtowność cielesna tak jednak wewnątrz Lubieżnik pragnie ciepła jakiego nikt wcześniej mu nie dał. Pragnie być rozumiany, szanowany i górować nad pewnymi siebie kobietami na które w większości trafia. Ten "Lubieżnik" też chce być kochany... i to w nim szanuję.
"Męska proza o relacjach, wartościach i szukaniu siebie"... brzmi opis na tylnej stronie.
Właśnie, szukanie siebie... jakie to trudne do wykonania zadanie. Może łatwiej jest poszukać kogoś i skupić się na tym, żeby ktoś w Nas odbudował tę wszechobecną i niewyobrażalną pustkę jakiej sami nie umiemy załatać i wypełnić. Łatwiej już pewnie dopasować się do kogoś, poświęcić własne zasady i oszukiwać się nawet, zaprzeczając tej dobijającej samotności i własnemu zagubieniu... Jednak to wszystko wcale nie umacnia i nie dodaje szukanych wartości. To jeszcze bardziej tłamsi, dobija i zrzuca na dno własnej niemocy i topi w morzu niewiary.
"Mężczyzna może być szczęśliwy z każdą kobietą, o ile tylko jej nie kocha" str.333
A co jeśli jednak pokocha?
To bardzo tragiczna książka z niezwykle smutnym i dramatycznym zakończeniem i chociaż jednak uważam, że nieco przerysowanym w swej dramaturgii to może ten akcent jest jednak potrzebnie zamierzony, by na koniec zrozumieć, że ten ukrzyżowany Jezus, to my wszyscy.
Kryje się on w naszych trudnych damsko-męskich relacjach, we wiecznym mijaniu się ze szczęściem i wszystkich powierzchownych, ale wielkich uniesieniach, w tym co się nie wydarzyło i nigdy nie nastąpi, albo w tym co się stało i bezpowrotnie przeminęło...
Jak wszystko.