Zanim rozpoczęłam przygodę z najnowszą powieścią Jarosława Rabendy, zerknęłam nieśmiało na okładkę i poczułam się zniesmaczona. Przytłaczające, pokaźnych rozmiarów nagie nogi, a w tle ukrzyżowany Jezus. Takie połączenie mnie osobiście przeraża. I od razu ciśnie mi się na usta pytanie, jaki zamysł miał autor, aby zrobić tak niefortunne połączenie. Czy ten człowiek, który jest ukazany na okładce cierpi jak Najwyższy, niesie swój krzyż życiowy? Inna analogia nie przyszła mi na myśl …
Bożydar, bohater Testamentu lubieżnika, nie miał łatwego dzieciństwa. Wychowywała go przyszywana babka, żona jego dziadka. Zaborcza, despotyczna, która od najmłodszych lat tępiła u wnuka wszelkie oznaki cielesnych przyjemności. A gdy młody bywał przekorny, to stosowała swoje autorskie metody wychowawcze, jak bicie wieszakiem czy kablem od żelazka. Dorastając w takich warunkach, młody boi się kobiet, unika ich, a wszelkie zainteresowanie płcią przeciwną uważa za niezgodne z naukami kościoła. Będąc w szkole średniej zamieszkuje z dala od rodziny, w internacie. Poznaje kobiety, nawiązuje z nimi znajomości, ale nadal, gdzieś głęboko w głowie ma zakorzenioną nienawiść i złość do kobiet. Przeżywa pierwsze uniesienia seksualne, poszukuje swojej tożsamości i stara się odkryć własne ja. Targany skrajnymi emocjami nie może się odnaleźć w świecie, stara się definiować swoje potrzeby i oczekiwania. Tak naprawdę poszukuje zrozumienia i miłości, ciepła i uwagi drugiej osoby. To wydaje się być ważniejsze niż sam akt seksualny, zaspokojenie chwilowych potrzeb. Czy uda się bohaterowi stawić czoła przeszłości i wyrazić otwarcie swoje oczekiwania? Czy będzie potrafił zmierzyć się z teraźniejszością, która jeszcze ma wspomnienie nauk otrzymywanych w dzieciństwie?
Testament lubieżnika to trudna proza o dojrzewaniu, o odnajdywaniu własnej tożsamości, poszukiwaniu zrozumienia i miłości. To zamglony obraz męskiej duszy, nie do końca odgadnionej i zdefiniowanej. Nie można powiedzieć, że tylko kobiety są tajemnicze, mężczyźni również potrafią zaintrygować. Czasami jest trudno do nich dotrzeć i zrozumieć ich, nie mówiąc już o całkowitej akceptacji ich punktu widzenia, ich postrzegania świata i odbioru rzeczywistości. Ale to dobrze, przed nami, kobietami, trudne zadanie. Przynajmniej cały czas coś nowego odkrywamy w swoich partnerach, z każdym kolejnym dniem bardziej ich poznajemy, i często dowiadujemy się rzeczy, o których nie miałyśmy wyobrażenia.
To nie jest łatwa lektura, chociaż przecieka ze stronic doza sarkazmu i ironii, czasami z przymrużeniem oka można potraktować pewne wyznania i przemyślenia. Z tą lekturę trzeba spędzić więcej czasu, przemyśleć to, co autor chciał nam przekazać. Na pewno daje szerokie pole do własnych intymnych interpretacji.
W moim odczuciu Bożydar chwilami wydawał się przerysowany, dziwny i zakompleksiony. Niezdecydowany, nie mający do końca skonkretyzowanych oczekiwań, błądzący po omacku, targany nieujarzmionym popędem.
Czy tę lekturę można potraktować jako spowiedź lubieżnika? Myślę, że można skusić się na takie określenie, na pewno otrzymamy dużo intymnych zwierzeń, przemyśleń i wątpliwości.
Nie jest to lektura, która zwala z nóg czy nie pozwala zasnąć. Owszem, prowokuje i intryguje ... Tak więc sami powinniście zdecydować, czy macie ochotę na podróż w głąb męskiej zabłąkanej duszy ...