W lutym 1482 r. we Florencji pojawia się Simonetta Vespucci- kobieta będąca uosobieniem piękna i marzeniem wszystkich mieszkańców miasta. Istnieje tylko jeden problem- Simonetta nie żyje od sześciu lat... Co prawda zaraz po jej śmierci zakochani w niej młodzieńcy ze szlacheckich rodów włamali się do grobowca i wzięli udział w, prowadzonym przez tajemniczego Żyda, rytuale mającym ją wskrzesić, ale ich nadzieję okazały się płonne i kobieta nie powróciła. Teraz po latach Lorenzo Medyceusz zaczyna myśleć, że zaklęcia przyniosły rezultat. Chce spotkać się z Simonettą raz jeszcze. Wysyła do Rzymu swojego podopiecznego hrabiego Pico Mirandolę. Jego zadaniem jest znalezienie księgi „Hermesa Po Trzykroć Najświętszego”, w której zapisana ma być reguła mroku przyzywająca zmarłych. Ostatni z jej egzemplarzy był własnością Leona Battisty Albertiego i nie wiadomo co się z nim stało po jego śmierci. Kolejne osoby, które mogłyby wiedzieć coś o magicznym tomie giną w sposób nagły i tajemniczy. To co Pico zastaje w Rzymie przerasta jego oczekiwania. Napotyka się m.in. na spisek przeciw papieżowi, tajemne stowarzyszenie dążące do architektonicznej odnowy Rzymu i postawienie w miejscu starej bazyliki watykańskiej świątyni chwały, niekoniecznie chwały Boga.
Skąd ten dość rozbudowany opis fabuły? No cóż po lekturze książki spojrzałam jeszcze raz na tekst znajdujący się na okładce i doszłam do wniosku, że albo wydawca i ja czytaliśmy dwie różne publikacje, albo czytało ją tylko jedno z nas, a drugie nawet nie zajrzało na stronę autora. Ale „inny nie znaczy gorszy” i to, że spodziewałam się czegoś innego nie odebrało "Regule mroku" ciekawości.
Początkowo miałam wrażenie, że będzie to historyczna książka o zombie. Pierwsze sceny kiedy wszystko toczyło się wokół powstania z martwych Simonetty obudziły we mnie taką obawę. Później, kiedy Pico przebywa już w Rzymie, intryga zaczyna stawać się coraz bardziej wielowątkowa i niejednokrotnie zaskakuje. Zdecydowaną niespodzianką było dla mnie zakończenie i to muszę przyznać jest ogromny plus książki, tak samo jak barwność stworzonych postaci. Czytanie utrudniały mi trochę liczne opisy przechadzek hrabiego Mirandoli po Rzymie. Trasy opisane były bardzo dokładnie, ale dla osoby znającej miasto średnio nazwy mijanych przez bohatera ulic były tylko niewielkimi wskazówkami jego drogi. Myślę, że trudność tę mogłoby rozwiązać dołożenie na ostatniej stronie książki planu Rzymu.
Już od momentu przejechania przez Pico bram miasta nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że tak dokładny jego opis może stworzyć tylko jego mieszkaniec. I rzeczywiście. Giulio Leoni urodził się i wychował w Rzymie, studiował na tamtejszym uniwersytecie. Jego zainteresowania filozofią czy astrologią znajdują swoje odbicie w pisanych przez niego książkach. Tak samo jak jeszcze jedna jego pasja: literatura XIII wieku. Do tej pory w Polsce ukazały się: "Klątwa mozaiki", "Klątwa światła", "Krucjata ciemności', i najnowsza: "Reguła mroku". Oprócz powieści historycznych Giulio Leoni zajmuje się literaturą eksperymentalną.
"Regułę mroku" mogę ze spokojnym sumieniem polecić wszystkim lubiącym powieści historyczne czy tajemnicze zagadki.