Twórczość Nancy Kress sprawia, że moje wewnętrzne opory przed lekturą opowiadań przekształconych w pełnowymiarowe powieści gwałtownie maleją, o co niełatwo, zapewniam. Przede wszystkim jestem twardogłową zwolenniczką bezlitosnego skracania tekstu, wycinania fragmentów nieistotnych dla fabuły, nastroju utworu czy budowania wizerunku bohaterów. Poza tym, naprawdę nieczęsto zdarza się, aby chwytliwy pomysł, pierwotnie przedstawiony w formie opowiadania, a później rozwinięty do rozmiarów powieści, znalazł ponowne uznanie w oczach czytelników. Argumentując, zawsze podpieram się przykładem „Brzydkiego, małego chłopca” pióra tandemu Asimov-Silverberg, powieści znacząco przegadanej w stosunku do opowiadania, które było jej pierwowzorem. Tymczasem Nancy Kress podąża pisarską ścieżką w odwrotnym kierunku i na dodatek z dwukrotnym sukcesem: przy okazji „Hiszpańskich żebraków” (nagrodzona Hugo i Nebulą nowela, potem dobrze przyjęta trylogia) i właśnie wydawanego „Prawdopodobieństwa” (nagrodzone Nebulą i Nagrodą Sturgeona opowiadanie „Kwiaty więzienia Aulit” zostało przekształcone w trylogię, której ostatni tom został uhonorowany Nagrodą Campbella).
Akcja „Księżyca prawdopodobieństwa”, pierwszego tomu trylogii „Prawdopodobieństwo” toczy się w bliżej nieokreślonej przyszłości, w której powszechne jest samodzielne komponowanie zestawu neuroprzekaźników w taki sposób, aby w rezultacie uzyskać jak największą wydajność pracy mózgu; w przyszłości, w której kolonizacja bliskiego kosmosu nie jest niczym niezwykłym, a podróże międzygwiezdne właśnie stają się codziennością za sprawą systemu tuneli czasoprzestrzennych, będącego pozostałością po pradawnej cywilizacji. Ludzkość odkrywa sieć tuneli przypadkiem, oczywiście je wykorzystuje, i oczywiście wplątuje się w nieliche kłopoty – kosmiczną wojnę z Fallerami, istotami absolutnie niezainteresowanymi pokojowym współistnieniem. Niestety, potencjał militarny Fallerów sprawia, że ludzkość stoi na przegranej pozycji.
Ale nie cała książka utrzymana jest w konwencji space opery. Prawdę mówiąc, kosmiczne starcie stanowi jedynie tło utworu, gdyż w opowieści zdecydowanie przeważa wątek badań antropologicznych preindustrialnego społeczeństwa, zamieszkującego jedną z nowoodkrytych planet. Społeczeństwa intrygującego, bo funkcjonującego zgodnie z bardzo nietypową dla Ziemian zasadą: generalnie wszyscy jego członkowie zgadzają się ze sobą w każdej kwestii, myślą to samo na dowolny temat. Wśród Światan nie istnieją różnice zdań, nie pojawiają się kwestie dyskusyjne, nie ma potrzeby mozolnego wypracowywania kompromisów. Wszyscy dzielą tę samą rzeczywistość.
Wbrew pozorom, przedstawiona powyżej główna zasada funkcjonowania społeczności nie wyklucza zachowań niemoralnych (zarówno w ocenie ludzi, jak i członków badanego społeczeństwa), np. kradzieży – mieszkańcy Świata wcale nie żyją w utopii. Po prostu w ich rzeczywistości obowiązują inne reguły, odmalowane przez autorkę w sposób pełen niuansów, kojarzący się z wizerunkami kreślonymi przez Ursulę Le Guin czy Janusza Zajdla. Nancy Kress powoli prowadzi czytelnika przez meandry socjologiczne obcej cywilizacji, spoglądając na wydarzenia naprzemiennie oczami Światan i Ziemian, nie unikając opisów sytuacji skrajnych i stopniowo prezentując kolejne zawiłości struktury społecznej, a każda wyjaśniona wątpliwość prowokuje powstanie kolejnej – w ten sposób zainteresowanie czytelnika jest utrzymywane na stałym poziomie.
W obu wątkach, i kosmicznym, i planetarnym, na pierwszy plan wysuwa się kwestia badań naukowych prowadzonych przez Ziemian. Na kolejne wydarzenia patrzymy oczami ekipy badawczej – w kosmosie: wojskowego fizyka, na powierzchni planety: dwóch antropologów, biologa i geologa. I wszyscy ci przedstawiciele nauk są niezbędni dla fabuły powieści. Ich rozważania i pomocnicze hipotezy na temat Światan autorka umiejętnie łączy i w finale przedstawia bardzo eleganckie rozwiązanie zagadki, nie tylko odpowiadające na pytania z zakresu fizyki i biologii, ale także uwzględniające ich wpływ na kwestie kulturowe. Wprawdzie główna tajemnica zasiedlenia kosmosu przez rasy o wysokim stopniu zgodności DNA z ludzkim kodem genetycznym pozostała niewyjaśniona, ale przed nami jeszcze dwa tomy cyklu, zatem pozostaje dość miejsca na odkrywanie kolejnych kart.
Sercem dobrej opowieści są postaci. I tu również niczego autorce nie można zarzucić: sylwetki bohaterów są plastyczne, wyraziste, a przy tym niejednoznaczne, każdy ma własne korzenie i motywację, bardzo szybko pomiędzy poszczególnymi postaciami a czytelnikiem powstaje więź emocjonalna. Dotyczy to w równym stopniu Ziemian, jak i mieszkańców Świata, a dzięki wspomnianemu podobieństwu genetycznemu obu ras nie sposób Nancy Kress postawić zarzut antropomorfizowania zachowań przedstawicieli obcej cywilizacji. Mimo tego, że już od samego początku lektury jeden z bohaterów budził we mnie silne negatywne odczucia, to tak naprawdę w „Księżycu prawdopodobieństwa” nie ma postaci jednoznacznie złych – odegranie tej roli wzięli na siebie Fallerowie.
Podsumowując, pierwszy tom „Prawdopodobieństwa” jest bardzo zręcznym połączeniem space opery i fantastyki socjologicznej o solidnie rozbudowanej warstwie naukowej. Autorka przedstawia koncepcje naukowe w sposób przystępny, nie tylko wystrzegając się czynienia czytelnikowi wykładów, ale traktując go jak partnera – często sygnalizując jedynie nazwą wykorzystywaną teorię, nie objaśniając jej szczegółowo w nadziei, że zainteresowany samodzielnie pogłębi wiedzę, jeśli uzna to za stosowne. Lecz przede wszystkim „Księżyc prawdopodobieństwa” to kilka godzin naprawdę wciągającej lektury. Oby kolejne tomy cyklu ukazały się jak najszybciej!
Recenzja ukazała się 2012-04-11 na portalu katedra.nast.pl