Pana Dobrowolskiego poznałem, jak się to mówi, osobiście. Jedno spojrzenie na autora „Delirium” i leżący przed stosem książek miecz wywołały u mnie nagłą potrzebę przeczytania jego debiutanckiej powieści. Jako że przeżyłem pierwsze spotkanie, podczas drugiego odważnie pozwoliłem sobie na stwierdzenie, że „Delirium” jest świetne i „że się czyta”. Wtedy jednak patrzyłem na Pana Dobrowolskiego już inaczej – Autor przypominał mi bowiem jedną ze stworzonych przez siebie postaci i zacząłem się zastanawiać, czy to możliwe, aby…
A tak na serio, to „Delirium” jest rewelacyjną powieścią, której akcja rozgrywa się w Bieszczadach, co już dodaje jej mrocznego klimatu, specyficznego pomieszania atmosfery grozy, odpowiedniej dawki tajemnicy i odosobnienia. Pierwsza połowa jest powolnym lecz wciągającym wstępem (Dobrowolski sporą jej część przeznacza na to, byśmy dobrze zapoznali się z bohaterami), zaś druga – wyłącznie szaloną jazdą na sankach, bez trzymanki, pionową ścianą i w dodatku ostro w dół. Zakończona krwawą łaźnią.
Ale przejdźmy do rzeczy, jak mówią mole książkowe. Autor zapewnia czytelnikom istne panoptikum przeciekawych postaci: oto wampir z przemyśleniami o życiu, lekarz z zamiłowania i posiadacz białej broni z konieczności, odczuwający, o zgrozo, nieustanny zew krwi. Jest także położona w górskiej wsi knajpa z czarującym misiem-pysiem, który stał się moim ulubieńcem, pewna dama z lasu oraz inna, tyle że z miasta oraz wór z kłopotami, które autor sprawiedliwie rozdziela między naszych milusińskich. O konflikt na linii wampir – ludzie nie łatwo, ale czyżby to on był tutaj głównym motorem napędzającym akcję?
Historię Dobrowolski prowadzi tak, że zaskakuje czytelników zwrotami, zmuszając swych bohaterów do podejmowania niełatwych decyzji i miotając ich losami, jak miota przekleństwami warszawski kierowca, pędzący po bieszczadzkich serpentynach. Tu właśnie kryje się kunszt autora – nie tylko potrafi przyciągnąć nas do opowiadanej historii, ale także stwarza pełnowymiarowe (żeby nie powiedzieć „pełnokrwiste”) postaci, z którymi się „zaprzyjaźniamy”, lub których nienawidzimy. Po drugie wspaniale kreuje świat i psychologiczną głębię głównego bohatera – oczywiście to facet z przeszłością, ale jaką! Mamy więc do czynienia z historią, która sięga więcej niż kilku lat, bardziej mroczną, niż zdaje się nam na początku wydawać i bardziej fantastyczną niż na jaką się zapowiadała. Sceny walk, pełne fontann krwi i rozpłatanych części ciał przeciwników są napisane tak obrazowo i drobiazgowo, że ma się wrażenie, iż miecz który Pan Dobrowolski nosi ze sobą… Ale o to polecam zapytać autora indywidulanie ;)
W zasadzie trudno mi doszukać się jakichś minusów (a bywam czepliwy) – bądź to w logice fabuły, czy postepowania bohaterów. „Delirium” było dla mnie na prawdę sporym zaskoczeniem ale tylko w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie jestem bowiem czytelnikiem książek o wampirach (i mimo ze uprzedziłem o tym Pana Dobrowolskiego, nadal posiadam dwie ręce i dwie nogi), a mimo to bawiłem się przednio i – wbrew tytułowi – nie wstrząsały mną żadne delirki ani nie zgrzytały zęby.
Szczerze kibicuję autorowi i mam nadzieję, że już zapowiedziana kontynuacja serii będzie równie szaloną wyprawą przez ponury bieszczadzki las i krwawe czasy.
Polecam!