Zapewne wiecie, że wampiry stały się swego czasu kolejnymi maskotkami kultury popularnej. Książki o nich, jeszcze niedawno, przeżywały prawdziwy renesans i sprawiły, że krwiopijcy zadomowili się na dobre w masowej świadomości. Po pewnym czasie, gdy minęła nowa fala fascynacji i rynek się nasycił, kolejne książki ani nie potrafiły już wyjść poza pewien ograny schemat ani zaspokoić wygórowanych oczekiwań spragnionego nowych wrażeń widza. Co dalej więc ? Czy da się jeszcze wampirem zaciekawić czytelnika? Ano okazuje się, że można.
Przedstawiona w „Delirium” wizja wampira kłóci się, na cale szczęście, z tą promowaną jeszcze całkiem niedawno, idealnie wpisującą się, w najbardziej podstawową kategorię kultury konsumpcyjnej estetyką. Tą służącą przyjemności, kultowi pięknego, niezniszczalnego i wiecznie młodego ciała. Konrad, bowiem to cherlawy, pomarszczony starzec z resztkami włosów., któremu daleko do pożądanego amanta. Na dokładkę to zgredziały i zmierzły odludek, którego sumienie, a właściwie jego resztki, „wyprowadziły” w Bieszczady. To tutaj, w malowniczej okolicy, z dala od pokus i afer, postanowił w spokoju wieść dalej swoje nieżycie. Niestety nie do końca mu się to udało. Przedstawiając się jako lekarz wzbudził bowiem niemałe zainteresowanie w okolicy. Zaciekawieni sąsiedzi odwiedzają go, zaczepiają, zapraszają. Licząc na szybką pomoc, proszą także o drobne medyczne przysługi, a nawet przywożą do niego ofiary wypadków….To jednak nic. Marzenia o spokoju biorą tak naprawdę w łeb, dopiero wtedy, gdy figlarny los krzyżuje drogi starego wampira i powszechnie lubianego właściciela knajpki – Borysa. Ten to dopiero skrywa niezwykłą tajemnicę! Na dokładkę, okazuje się, że w okoliczny las zamieszkają nie takie zwykłe wilcze watahy i rozgościło się w nim także tajemnicze COŚ co mami, morduje i żąda ofiar. Wbrew swojej woli Konrad staje się częścią mrocznych wydarzeń i koniec końców – zmuszony – staje oko w oko z dzikim, nieujarzmionym złem.
Gdy zaczynałam przygodę z „Delirium” byłam pewna, że to będzie opowieść o trudach życia wampira mieszkającego w małej, górskiej wiosce, którego wciąż nękają demony przeszłości. Szybko okazało się, że wszystko zwyczajne i oczywiste jest tu tylko z wierzchu. Rozbudowany wątek obyczajowy i związane z nim retrospekcje prowadzą nas bowiem wprost w paszczę niewyjaśnionego i osobliwego. Muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się sposób, w jaki autor wplótł w powieść wierzenia słowiańskie. I ich ożywiony związek z dziką naturą. To wszystko sprawia, że sam wampir i jego rola w pewnym momencie schodzą gdzieś na drugi plan, zostawiając więcej przestrzeni dla zupełnie innych bohaterów i pobudzającą wyobraźnię różnorodność. Co więcej pojawiające się tutaj legendarne istoty, eksplorując problematykę dobra i zła, ciała, zakazów i granic, pokazują też niesamowitą siłę metafory przemiany.
W „Delirium” „niezwykłe i zwykłe” światy przenikają się na wielu płaszczyznach i, jak to zwykle bywa, większość ludzi nie jest w stanie dostrzec ich piękna i wielowymiarowości. Niezwykła wyobraźnia autora obudziła we mnie tęsknotę za tym, co z każdym dniem bezpowrotnie tracimy, a czego w ślepym pędzie w ogóle nie zauważamy. Poza tym, to kawał przyjemnej, solidnej i bardzo zaskakującej rozrywki.
Takie debiuty lubię. Gratuluję.