Tytany... Kosztowny wyraz bogactwa i własnej zamożności. Mechaniczne hybrydy, pół konie, pół samochody. Można je kupić, można wypożyczyć. Można je wystawić w serii widowiskowych gonitw w dorocznych Derbach Tytanów, ale tylko raz. Nieoczekiwanie, nawet dla siebie samej, do elitarnego grona tytanowych jeźdźców wkracza Astrid Sullivan - nędzarka ze slumsów Detroit.
Jednakże Skobel jest czymś więcej niż prototypem. Jego architekt zaprojektował coś więcej niż "tylko" stalowego mecha.
Na początek: Okładka. Surowa, niepokojąca. Moje pierwsze skojarzenie to prace Julie Bell, "blacharki" fantastyki.
Wiem, że konie w malarstwie (jakimkolwiek), prezentują się pięknie, ale tutaj, za projekt okładki gotowa jestem bić Tomaszowi Marońskiemu brawo.
Jest, cóż... Niepokojąca, zachwycająca, piękna.
Za przykuwającą wzrok obwolutą, wdzięcznym krokiem sunie nie mniej emocjonująca treść.
Przyznaję bez bicia: Początek jest taki se. Narracja w pierwszej osobie też nie jest czymś, co lubię najbardziej i skręca mnie od samego patrzenia, lecz w przypadku "Tytanów" to, co Sullivan opowiada, JAK opowiada - składa się na emocjonującą, wciągającą historię o wyścigach, hazardzie, determinacji, micie "tradycyjnej amerykańskiej rodziny" i sile przyjaźni, takiej bezwarunkowej, na całe życie.
Fabuła książki opiera się na upowszechnionym szkielecie "od zera do bohatera", ale przecież jakiś szkielet historia mieć musi. Co natomiast zwraca uwagę, czyniąc z "Tytanów" małe dzieło sztuki, to sposób w jaki Victoria Scott nadaje kształt całej opowieści: spójnej, klarownej, przemyślanej.
Scott sugestywnie przedstawia świat nieodleglej przyszlości. Świata z silnym rozwarstwieniem społecznym, w którym zaawansowana robotyka wypiera pracę szarych ludzi, choćby najlepszych inżynierów i architektów tytanów. W podobnie fascynującym stylu kreuje środowisko gonitw tytanów - rozrywkę bogatych, opium dla ludu i warty miliony monet biznes, w którym mogący więcej zagryzają płotki, zarówno na torze jak i poza nim.
Pochodząca z rodziny hazardzistów Astrid, dla ratowania rodziny waży się na taki hazard.
Dla ojca, który podobnie jak jego ojciec przegrał wszystko na tych samych wyścigach, w których startuje jego córka, to nie do przyjęcia.
Wszak to on jest głową rodziny i to do niego należy jej utrzymanie (sic!)
Gałgan i Barney wiedzą o sprawkach Arvina Gambini zbyt wiele, by jako organizator gonitw i właściciel toru mógł pozwolić jakiejś gówniarze z czarnym tytanem pod tyłkiem bezkarnie hulać na wirażach.
Pochodzącym z wyższych sfer zawodnikom również nie jest w smak, że jakaś dziadówka stanowi dla nich konkurencję.
I jest on - Skobel. Tytan1.0. Prototyp dla wszystkich pozostałych, z EvoBoxem jedynym w swoim rodzaju.
W tym miejscu Scott podkłada swoim czytelnikom etyczno-filozoficzną minę. Bo czy możliwe jest, by maszyna mogła odczuwać i okazywać emocje?
Czy możliwe jest nawiązanie emocjonalnej więzi z maszyną, jaka łączy człowieka z psem, kotem, innym pupilem?
Sposób w jaki ukazuje relacje Astrid i Skobla to osobny smaczek tej książki.
Wszystko powyższe czyni z "Tytanów" lekturę złożoną, wielowymiarową, w jakimś stopniu: porywającą. Czytelniczy rarytas. Nie jakiś szczególnie wybitny, ale zdecydowanie zasługujący na uwagę.
Wyzwanie 20in2023 pkt.18 Książka, której tytuł to jedno słowo