,,- Rysy nadają im charakteru. Nic w życiu nie jest gładkie."
,,Six times we almost kissed (and one time we did)" Tess Sharpe ma w założeniu wszystko, co składa się na dobrą powieść młodzieżową, a jednak po jej skończeniu miałam wrażenie, że czegoś mi w niej brakowało. Potrafię to zidentyfikować. Brakowało, emocji. Co może wydawać się dziwne, biorąc pod uwagę całą fabułę książki, ale ewidentnie nie wystarczy tylko wpleść do swojej książki trudnych i wrażliwych tematów. Emocji brakowało zwłaszcza w relacji głównych bohaterek. Przez to cały ich związek wypada płasko.
Opis książki bardzo niewiele zdradza z całej fabuły. Penny i Tate z pozoru nie przepadają za sobą. Znają się od zawsze, ponieważ ich mamy są najlepszymi przyjaciółkami, więc siłą rzeczy spędzają ze sobą sporo czasy. Ich stosunek do siebie zmienia się, gdy mama Penny oznajmia, że zostanie darczyńcą organów dla Anny, mamy Tess.
Podobają mi się kreacje bohaterów. Nie są idealnie, mierzą się z nieprzepracowanymi traumami i innymi przeciwnościami losu. Postacie są irytujące, ale jest to zamierzony efekt, a nie przypadek, więc wypada to naturalnie i nadaje powieści realizmu.
Niestety z wszystkich postaci okazało się, że najmniej interesujące są główne bohaterki. Penny i Tate są do siebie podobne, ale różni je podejście do życia. Doceniam jednak, że Tess Sharpe przedstawiła je w sposób realistyczny. Autorka więcej uwagi poświęciła Penny i przedstawieniu jej historii przez co można odnieść wrażenie, że Tess Sharpe nie do końca wykorzystała potencjał tkwiący w postaci Tate.
,,Six times we almost kissed (and one time we did)" są dwie osie fabularne, przeszłość i przyszłość, które się wzajemnie przeplatają i uzupełniają. Narracja jest pierwszosobawa z perspektywy głównych bohaterek. Tess Sharpe nie spieszy się z opowiedzeniem tej historii.
Oprócz relacji dziewczyn ważnym wątkiem tej historii jest moty choroby i poczucia straty, pod które ułożone jest całe życie bohaterów. Relacje pomiędzy nimi są ciekawie zarysowane. Zwłaszcza na linii matka- córka.
Problemy, które na papier przelała autorka są trudne i wymagają wrażliwości. W założeniu ich samo wprowadzenie do fabuły ma wywołać konkretne emocje i relacje u czytelnika, ale w tej książce wygląda to na tani chwyt, ponieważ zabrakło ich dobrej podbudowy. Nie pomaga również fakt, że Tess Sharpe ma problem z utrzymaniem z napięcia, a klimat i nastrój książki nie koresponduje często z lekkim stylem. Szczególnie widać to na wątkach drugoplanowych, które nie mają konkluzji. Prowadzą donikąd. Są tylko po to, by historia była bardziej urozmaicona poprzez wprowadzenie przyjaciół.
Książka napisana jest językiem potocznym. Zdania są krótkie. Do tekstu włączone są wiadomości graficzne w formie smsów.
Chciałabym, żeby książka ,,Six times we almost kissed (and one time we did) podobała mi się bardziej. Chciałabym być bardziej zaangażowane w relacje Penny i Tate. Pomimo moich uwag muszę przyznać, że powieść nie jest złą książką. Świetnie, że promuje dbanie o zdrowie psychiczne, chodzenie na terapię, ale pozostałe kwestie powinny zostać lepiej przedstawione. Ma potencjał i sporo dobrych momentów, ale nie do końca była to satysfakcjonująca lektura.