Dość długo przygotowywałam się do lektury ,,Abominacji''. Bo wiecie, Dana Simmonsa uwielbiam, ale tematyka wspinaczki wysokogórskiej była mi zawsze kompletnie obca. Nie dlatego, że nie wiem, jaka radość i wręcz euforia może wypływać z poczucia własnej sprawności fizycznej i przekraczania kolejnych barier, które wcześniej wydawały się nieosiągalne. Nie dlatego, że nie potrafię docenić piękna gór i ich majestatu. I nawet nie dlatego, że wzdragam się z obrzydzeniem, kiedy ktoś mówi o śniegu i zimnie, bo jestem istotą zimnolubną.
Dlatego, że do momentu przeczytania ,,Abominacji'' zupełnie nie rozumiałam jak można ryzykować własne życie po to, żeby wspiąć się na Mount Everest tylko dlatego, ,,że istnieje'', jak miał powiedzieć swojego czasu Mallory.
Ale teraz już to rozumiem.
Historia wyprawy Deacon-Clairoux-Perry (albo Deacon-Bromley) tak naprawdę nie jest horrorem. Jest za to doskonałym przykładem współczesnej literatury przygodowej z elementami sensacji/thrillera. To trzeba zaznaczyć od razu i wyraźnie - jeśli będziecie szukać wrażeń zapamiętanych z ,,Terroru'', jeśli będziecie oczekiwać obrzydlistwa i abominacji w stylu ,,Trupiej otuchy'', to rozczarujecie się okrutnie i dość szybko dojdziecie do wniosku, że kolejna książka Simmonsa dłuży się jak flaki z olejem i jest nie na temat.
A jaka jest ta myśl przewodnia? Wszystko zaczyna się w dniu w którym trzej przyjaciele - Richard Deacon, Jean-Claude Clairoux i Jake Perry - dowiadują się o śmierci George'a Mallory'ego i Sandy'ego Irvine'a na szczytach Mount Everestu. Szybko okazuje się jednak, że nie tylko oni zginęli podczas tej wyprawy - kolejnymi ofiarami góry byli Percival Bromley i Kurt Meyer.
I o ile śmierci dwóch pierwszych wspinaczy nie były szczególnie zaskakujące (w końcu wielu z nich kończy karierę na zboczach jednej z gór), o tyle dość szybko pojawiają się pytania o to, co właściwie młody Bromley robił na zboczach Everestu? I dlaczego towarzyszył mu jakiś Austriak?
Deacon postanawia ,,wykorzystać sytuację'' i obiecując zrozpaczonej lady Bromley, że odszuka (ciało) jej syna na zboczach góry otrzymuje środki niezbędne na pokrycie kosztów wyprawy. Atak szczytowy panowie planują na 17 maja.
Jednak nie wszystko idzie po ich myśli. Zacząwszy od tego, kim okazuje się kuzyn Reggie, który ma dołączyć do wyprawy, a skończywszy na ataku choroby wysokościowej i bolącym gardle.
,,Abominacja'' jest bardzo dobrze przygotowaną książką - znajdziemy w niej nie tylko mnóstwo technicznego żargonu wspinaczy, nie tylko opisy poszczególnych manewrów wykonywanych na skale, nie tylko cały kawał historii alpinizmu i towarzyszących mu ówczesnych nowinek technicznych. Znajdziemy tam też piękne i ostre opisy przyrody - połacie bieli, oślepiające niebo i pióropusze śniegu unoszące się znad szczytu Mount Everestu. I to wszystko podane w otoczeniu niespokojnego, międzywojennego świata, który wciąż zmaga się ze skutkami I Wojny Światowej i jeszcze nie wie, ale przeczuwa, że nadciąga druga.
Simmons jednak nie byłby sobą, gdyby w swojej książce nie zawarł czegoś, co mnie kompletnie dobije i zmusi do smutnej refleksji nad stanem otaczającej mnie rzeczywistości. Tym czymś jest tytułowa ,,abominacja'' - coś, co wydało mi się niesmaczne i chore, ale nie było dla mnie tak zaskakujące, jak dla bohaterów powieści. To odkrycie uświadomiło mi, że jak duża i nieprzebyta jest różnica między wrażliwością współczesnych, a ludzi żyjących nieco ponad sto lat temu.
Wszechobecne zło nas znieczuliło, choć piękno wciąż nas porusza. Trochę w tym nadziei.