Wyjątkową mocą autora i jego książki jest ta, która uruchamia u czytelnika pragnienie szerszego spojrzenia na przedstawiony temat. Dan Simmons w roli prowokatora sprawdza się doskonale i z książki na książkę, utwierdzam się w tym przekonaniu. Była już Kalkuta, Rumunia, wyspy Archipelagu Arktycznego a teraz ośmiotysięcznik położony na granicy Nepalu i Tybetu. Każde z tych miejsc bogate w swej kulturze, fascynujące, a zarazem tajemnicze i przerażające.
Będąc niemal w połowie tej opowieści, instynktownie uruchomił się proces poznawczy. Z jednej strony przez ciekawość dalszych losów bohaterów, z drugiej (mając w pamięci „Terror”) zgodność z dostępnymi faktami. Jak na razie wszystko się zgadzało, w 1924 roku odbyła się kolejna w historii próba zdobycia najwyższej góry świata. To właśnie wtedy podczas ataku na szczyt zginęło dwóch znakomitych wspinaczy – George Mallory i Andrew „Sandy” Irvine. Rok później i tu już przechodzimy do głównej części fabuły książki, miała miejsce (nieoficjalna) wyprawa prowadzona przez trzech przyjaciół – angielskiego wspinacza Richarda Deacona, francuskiego przewodnika Jean-Claude’a Clairouxa oraz młodego Amerykanina Jacoba Perry’ego. Jej głównym zadaniem było odnalezienie oraz sprowadzanie do domu syna pogrążonej w żałobie lady Bromley, widzianego w 1924 roku na ścianie Mount Everestu. Przeszukując dostępne źródła, nie znalazłem żadnej wzmianki o tej ekspedycji oraz ich uczestnikach, ale skoro była „nieoficjalna”, wygodnie przyjąłem ją jako tajną i przedstawioną tylko na łamach tej powieści.
„Abominacja” od samego początku była dla mnie zagadką. Doskonale wiedziałem, jaki jest jej temat i mimo wielu rekomendacji, nadal wątpiłem. Czym mogła mnie zachwycić? Gdzie tu horror? Gdzie zmiany tempa, zwroty akcji? Zdanie – klucz, które przechyliło szalę, stanowiło zdanie z opisu na odwrocie książki – „Podczas wspinaczki okazuje się, że ktoś… lub coś… podąża tropem śmiałków, a ich życiu zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo”.
Dan Simmons bardzo sprawnie wprowadził mnie w świat wspinaczki. Zaintrygował rozwijającymi się technikami, pasją uczestników, jak i procesem przygotowawczym do kulminacyjnego wejścia. Tu liny, tu odzież, to raki czy różne czekany. Multum informacji, które chłonie się jakby, były przepisem na szybką sałatkę warzywną. Analizy poprzednich, nieudanych wypraw stają się niczym innym jak kolejnymi składnikami prostego dania. Co ważne, podczas tych przygotowań nie miałem poczucia straconego czasu. Czułem się niemal, jakbym oglądał zawsze emocjonujące zbrojenie specjalnych sił wojskowych. Zakładanie mundurów, kamizelek kuloodpornych, gdzie zewsząd słychać dźwięki zapinania pasków, zamków czy kliknięcia montowanych magazynków w głównej broni. Brakowało tylko grupowego „Hooah!”, bo mając świadomość, że autor musiał zmierzyć się z szerokim reaserchem, odwalił kawał roboty, przekazując te informacje w prosty i ciekawy sposób.
Historie przedstawione w Abominacji oraz Terrorze wydają się bardzo podobne, ponieważ w mniejszym lub większym stopniu ocierają się o prawdziwe wydarzenia i dają poczucie realnego doświadczenia. W obu przypadkach bohaterowie zmagają się z bezlitosnymi warunkami pogodowymi. W Terrorze mamy elitę podróżników wchodzącą w skład Służby Badawczej Królewskiej Marynarki Wojennej, w Abominacji Brytyjski Klub Alpejski i Komisję do spraw Everestu. W obu przypadkach mamy grupę śmiałków, którzy pragną osiągnąć (jak dotąd) niemożliwy cel i skłonni są stawić czoło naturze oraz ludzkim ograniczeniom.
Wyprawa pod szyldem Deacon/Clairoux/Perry wg lektury Dana Simmonsa dostarcza szeregu emocji. To podróż, której główna ścieżka rozpoczyna się w Anglii, przedziera się przez dobrze już znaną Kalkutę aż do indyjskiego miasta Dardżyling. To podróż, która przebiega bardzo szybko, ale jednak na tyle wolno, by uchwycić zmienność kultury, jak i krajobrazu, bo ta, charakteryzuje się na każdym etapie i olśniewa odmiennym urokiem.
Niesamowita podróż, niesamowita wspinaczka. Czomolungma jak nazywają najwyższą górę Tybetańczycy to w ich znaczeniu „Bogini Niebios” lub “Matka – Bogini Świata”, a wg dostępnych danych Mount Everest został zdobyty po raz pierwszy w 1953 roku. Zostanę jednak przy wyobrażeniu, że prawdopodobnie udało się to wcześniej. Tak będzie wygodniej.