Mamy grudzień, a ja przychodzę do Was z antologią „Wakacje wśród duchów", podczas gdy na półce czeka zeszłoroczne „Z duchami przy wigilijnym stole", a z wystaw księgarń patrzy z wyrzutem najnowsza „Gwiazdka z duchami", ale czasami to nie my wybieramy lekturę, a lektura wybiera nas.
Do akurat tej antologii Tadeusz Zysk wybrał jedenaście opowiadań jednych z ważniejszych czy ciekawszych twórców literatury grozy, a każdy z nich miał swój pomysł na przedstawienie opowieści o duchach. Niektóre miały czytelnika zaniepokoić a niektóre wywołać uśmiech. Niektóre bawiły się klimatem a niektóre atakowały wprost. Taka mieszanka natomiast sprawia, że zbiór daje szansę każdemu do znalezienia czegoś dla siebie.
Ludzie u Oscara Wilda straszą ducha („Duch Canterville"), a człowiek słysząc przepowiednię, postanawia ją spełnić jak najszybciej, by nie żyć w lęku przed nią („Zbrodnia lorda Artura Saville'a"). Fitz James O`Brien („Co to było?") oraz Artur Quiller-Couch („Dwie rączki") bawią się opowieścią o nawiedzonym domu i robią to w zupełnie inny sposób. Pierwsza z nich ma budzić zaniepokojenie, druga zostawia z ciepłem.
Margaret Oliphant jest jedynym kobiecym głosem w zbiorze i dostała miejsce dla dwóch swoich tekstów. W jednym („Biblioteczne okno") kreśli historię o obsesji, szaleństwie i starej zemście, a w drugim („Podnieść martwych z grobu") opowieść o duchach, które opanowały miasto, by przypomnieć ludziom o tym, co ważne. Na koniec natomiast Charles Dickens przedstawia historię dróżnika („Dróżnik"), który próbuje zrozumieć, co chce przekazać mu zjawa.
Spotkamy tutaj również Granta Allena, George'a MacDonalda, Williama Butlera Yeatsa czy Abrahama Merritta.
Wybiórcze teksty podobały mi się lub nie podobały wcale, ale większość była... Neutralna. Ani dobra, ani zła. Do przeczytania i najpewniej zapomnienia, ale również do miłego spędzenia czasu. Spodziewałam się, że to Wilde i Dickens przypadną mi do gustu najbardziej (chociażby dlatego, że moja miłość do tego pierwszego rok w rok jedynie rośnie), ale uczciwie muszę przyznać, że najpiękniej do mojego serca przemówiła Margaret Oliphant i już nie mogę się doczekać kolejnych z nią spotkań. Kto nie lubi ścian tekstu, ten może się jej prozy wystraszyć, ale warto od czasu do czasu wyjść ze strefy komfortu.
Antologia została bardzo estetycznie wydana, a na okładce widnieje obraz Aleksandry Zwolankiewicz, który pięknie buduje klimat. W środku natomiast na początku kolejnych opowiadań znajdują się subtelne ozdobniki i tyle w pełni wystarczy, by lekturę umilić. Ale czego innego spodziewać się po wydawnictwie Zysk i Sk-a? Zawsze wydają swoje tytuły z dbałością o detale i nie byłabym sobą, gdybym przy niemalże każdej okazji o tym wspominała.
Ale! Teraz najważniejsze pytanie! Czy warto po zbiór sięgnąć? Chyba już wiecie, że jedyną odpowiedzią, jaką mogę udzielić jest „oczywiście". Powiedziałabym, że poziom opowiadań nie był równy, a jednak każde z nich jest częścią klasycznej grozy, o której pamięć cenię i którą systematycznie staram się poznawać.
przekł. Jerzy Łoziński, Janusz Ochab