Początkowo byłam nastawiona sceptycznie do powieści Leny Najdeckiej. Nie przepadam za obyczajówkami, gdyż uwielbiam oderwać się od rzeczywistości, a one zwykle nie pozwalają zapomnieć o szarym, bezbarwnym współczesnym świecie. Dlatego "powieść obyczajowa otwierająca sagę rodzinną, obnażającą oblicze współczesnej klasy średniej" była skazana raczej na klęskę, niż jakiekolwiek, nawet najmniejsze uznanie.
Rodzina Wenclów to pozornie zwyczajna rodzina. Ryszard i jego żona, Elżbieta, wzbogacili się, gdy upadł komunizm i rozpoczęła się prywatyzacja, a następnie ustawili swoich synów. Najstarszy, Paweł, jest znanym i cenionym adwokatem, właścicielem kancelarii w Warszawie i na pozór szczęśliwym mężem Hanny. Średni, Mateusz, pracuje w dobrze prosperującej firmie na jednym z ważniejszych stanowisk, ma kochaną żonę, Karolinę i układa mu się w życiu prywatnym. Najmłodszy zaś, Piotr, wciąż szuka własnej drogi życia.
Ta rodzina jednak nie może żyć spokojnie, bowiem dookoła wciąż wiją się niczym wąż intrygi.
Oprócz Wenclów, poznajemy też bliżej Roliczów, rodzinę żony Pawła. Jej siostra, a raczej kuzynka, Matylda, prowadzi dość ciekawe życie singielki. Autorka nie pomija też Anny i Edwarda, rodziców Matyldy i babci Polci. Oni także mają swoje pięć minut w powieści.
Zawitamy też na chwilę do Zagajewiczów, czyli gniazdka jednego z wspólników Pawła Wencla. Oni również zostaną wplątani do fabuły, gdyż znajdą się w centrum sieci intryg.
Pozwolę sobie zwrócić uwagę na ciekawe postacie. Bohaterowie to niegłupie istoty i każda w swojej barwnej kreacji ma coś z polskich stereotypów. Spotkamy się z wszystko-najlepiej-wiedzącą babcią Polcią, idealną-panią-domu Małgorzatą Zagajewiczową, mrukliwym-adwokatem Pawłem Wenclem, dobrym-lecz-niewiernym-mężem Mateuszem Wenclem i jego ślepą-żoną Karoliną, niezależnym-artystą Igorem, a także zaradną-singielką Matyldą. Bardzo podoba mi się kreacja Mirosława Kwaśniaka. To taka typowa szuja, lecz dużo wnosi do powieści.
Akcja wciąga od pierwszej strony. Intrygi przeplatają się ze sobą tworząc interesujący przebieg wydarzeń. Każdy pod każdym dołki kopie i to mi się najbardziej tu podoba.
Oglądaliście kiedyś "Modę na Sukces" lub "Plotkarę" (mogliście zapoznać się z nią w wersji pisanej)? Jeśli uważacie, że to najbardziej pokręcone historie o życiu, to nie mieliście styczności z "Rodziną Wenclów". To taka trochę polska parodia życia ludzi z wyższych, lecz nie najwyższych sfer. Ta książka pozwala ponaśmiewać się z ludzi, którzy mają na pierwszy rzut oka idealne życie. Pozwala dostrzec wady i ukazuje wszystkie rysy i nierówności na tafli losu klasy średniej.
Narracja trzecioosobowa zmienia bohaterów w zależności od potrzeby. Lekki i współczesny język, a także wyrażenia codzienne wprowadzają swojski klimat. Czyta się dość szybko, a im bliżej rozwiązania, tym tempo akcji wzrasta.
Książka bardzo ciekawa, choć brakowało mi trochę niektórych postaci. Piotr Wencel wydaje mi się ciekawym bohaterem, a w tej części niewiele się o nim dowiedzieliśmy. Mam nadzieję, że zostanie to nadrobione w kolejnych. Najbardziej kolorową i żywą bohaterką jest moim zdaniem babcia Polcia. Ta staruszka to świetna osoba, lecz tylko na papierze, bowiem w rzeczywistości nie chciałabym mieć z nią do czynienia.
Okładka bardzo mi się spodobała. Taka tajemnicza i przyciągająca uwagę. Widać część twarzy jakiegoś mężczyzny (zapewne przystojnego), ubranego w jakiś drogi garnitur. Postać wyciąga rękę w pewien intrygujący sposób, co moim zdaniem może symbolizować intrygę, lecz bardzo tajemniczą, która nie może wyjść na światło dzienne. Na okładce jest także kobieta, która trzyma blisko twarzy maskę. Myślę, że oznacza ona pozory, jakie stwarza część klasy średniej wokół siebie i swojego życia. Przybierają oni taką obojętną "maskę".
W prawym dolnym rogu widnieje napis "Kiedy przyjaciel staje się wrogiem..." oraz wypowiedź znanego aktora, Piotra Zelta:
"To <> we współczesnym
wydaniu. Intryga trzyma w napięciu do końca
a postaci są pełnokrwiste i niejednoznaczne.
Solidna rozrywka. Polecam."
Z tą wypowiedzią ciężko się nie zgodzić.
Myślałam, że obyczajówki mogą tylko nudzić i męczyć, lecz nie dotyczy to "Rodziny Wenclów". Książka jest warta czasu i uwagi. Myślę, że spodoba się każdemu, a w szczególności osobom starszym, gdyż nawet moja mama była nią zachwycona, co się raczej rzadko zdarza. To przez nią musiałam przerwać czytanie, bowiem tak ją wciągnęła, że nie chciała oddać. Teraz obydwie z wielką niecierpliwością czekamy na kolejne tomy sagi.