Nasze życie jest ulotne. Niesie ze sobą wiele wspaniałych chwil, które będziemy wspominać do końca naszych dni, ale niesie również ze sobą mnóstwo cierpienia i goryczy. To paradoks konieczny, niezmienny, który można akceptować w momentach szczęścia lub gdy dzień wygląda tak jak poprzednie. Jednak gdy już czas na smutek i nieoczekiwany zwrot akcji w naszym życiu, większość ludzi nie może w sobie odnaleźć tych pokładów akceptacji. A co zrobić w sytuacji, kiedy na papierku dostaniemy podpisany wykaz naszej śmierci z przybliżoną datą odejścia z tego świata? W tym momencie prawdopodobnie ktoś na świecie dowiaduje się, że ma raka, a rokowania są tragiczne. Nie brzmi to przerażająco? Nie wywołuje wspomnień, gdzie część z nas musiała być w tamtym momencie przy bliskiej osobie?
Julka stanęła przed obliczem śmierci. Pół roku – tyle jej zostało i nieprzewidziane są żadne zmiany. Chyba że te negatywne. Przez ten czas musi załatwić dużo spraw, by móc odejść w spokoju i z poczuciem przeżycia szczęśliwego życia. To wyzwanie trudne, ale możliwe do wykonania. Trzeba zacząć od tego, co się ma, by iść dalej i spełniać swoje ostatnie marzenia. Tak też robi nastolatka, tylko jeszcze nie wie, że czeka ją coś więcej niż mogła kiedykolwiek planować. Dni mijają szybko, a czas się kończy. Czy aby na pewno? A co z obiecanym życiem pozagrobowym?
Do samej książki przyciągnęła mnie przede wszystkim okładka. Zdaję sobie sprawę, że to dość próżne podejście, które nie powinno być stosowane przez weteranów czytelnictwa, ale sami doskonale wiecie, jak wygląda nasza rzeczywistość. Na szczęście mogę się obronić pomysłem, bo to on ostatecznie zadecydował, że zapragnęłam przeczytać tę powieść. Niesztampowy i łamiący cały schemat opowieści o przewlekłych chorobach. Jak można się nie oprzeć historii, gdzie jest coś dalej, gdzie możemy razem z bohaterem przejść koniec i wcale się nie zatrzymywać? Brnąć przez nieznane i wierzyć, że być może wyobraźnia nas uratuje? Czy to nie jest intrygujące?
Niestety tyle wychwalania na ten moment, ponieważ w kolejnym kroku ze smutkiem i żalem przyznaję, że cały warsztat pisarski autorki jest do poprawy. Teraz to dopiero brzmi przerażająco. Przede wszystkim na pierwszy ogień idą zdanie pojedyncze albo łączone wyłącznie spójnikiem "i". Perfekcyjnie się sprawdzają, gdy chcemy zbudować napięcie i przyśpieszyć akcję, jednak są niedopuszczalny jako całościowy styl. Prawie całe życie popełniam w pisaniu dokładnie ten sam błąd i doskonale wiem, jak ludzie to odbierają – wprowadza chaos i burzy całą językową płynność. W efekcie brakuje podstaw, a cała historia staje się tylko rozmazanym tłem... Uratować mogłyby to wyłącznie dialogi, które okazały się po prostu nienaturalne. Ale w tym zamęcie i otchłani błędów jest olbrzymi promyk nadziei w postaci poczucia, że winę za to ponosi zbyt szybkie wydanie książki. Czuję, że jeśli pisarka poświęciłaby jeszcze trochę czasu na ćwiczenia, to mogłaby być to naprawdę fantastyczna powieść. Może kolejna...
Początek jest bardzo typowy, ale nie uważam tego za wadę – w końcu trudno jakoś inaczej poprowadzić tak często opisywany w literaturze wątek. Wraz z kolejnymi rozdziałami robiło się coraz ciekawiej. Tylko tutaj cały czas daje o sobie znać to niedopracowanie i w wielu miejscach niespójności. Brakowało logicznego poprowadzenia linii fabularnej i brakowało emocji. Sprawę ratowały tak bardzo lubiane przeze mnie refleksje. Było ich pełno, a ja z olbrzymią radością czerpałam wszystko, co się dało.
Tematyka jest zarazem niezmiernie ważna, ale też mocna i wyjątkowo przygnębiająca. Trudno się czyta powieści, gdzie trzeba się pogodzić z tak wczesną i okrutną śmiercią szesnastolatki. To porusza i podejrzewam, że jest zbyt zgodne z prawdziwym życiem, by machnąć na to rękę i powiedzieć, że to przecież tylko wymyślona fabuła. Ta może i tak, ale niczym się nie różni od tego, co przeżywają na co dzień ludzie. "Między światłem a ciemnością" bierze na warsztat uczucia samej Julki, ale również jej bliskich. Podkreśla, że to olbrzymie cierpienie młodej osoby, ale za tym stoi też tragedia jej bliskich.
Jeszcze warto spojrzeć na bohaterów, których jak na tak krótką pozycję, jest naprawdę wielu. Niestety razem z nimi idzie kolejny raz niedopracowanie. Brakowało widocznych cech i całego portretu psychologicznego. W samej Julce nie podobał mi się jej spokój. Było wiele opisów przedstawiających emocjonalne sceny, lecz one nadal pozostawały na płaszczyźnie słów, a nie prawdziwie odczuwalnych emocji. To był czyny, a żadnych odczuwalnych przeżyć wewnętrznych. Podobnie miałam z Izą, którą naprawdę polubiłam, ale jeśli miałabym wskazać za co, to nie miałabym najmniejszego pojęcia...
"Między światłem a ciemnością" należy do powieści tak zwanym z potencjałem. Tutaj głównym czynnikiem, który nie pozwala na fajerwerki, jest niedopracowanie i jeszcze raz niedopracowanie. Niemniej na pewno była to ciekawa przygoda, a jeżeli pisarka zdecyduje się na napisanie kolejnej powieści, z olbrzymią ciekawością zajrzę do niej, żeby sprawdzić, czy rozwija swoje umiejętności.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl