Kiedy zobaczyłam, że autorka trylogii Trzy Czarownice wydaje kolejną serię, wiedziałam, że będę musiała po nią sięgnąć. Pamiętam jak historia sióstr wyłączyła mnie na kilka dni z życia. Każdą wolną chwilę spędzałam wtedy na przewracaniu kolejnych stron powieści. Wiedziałam, że niełatwo będzie dorównać tej historii i spodziewałam się, że Berło Światła będzie słabsze od opowieści, którą pokochałam. Dlatego też książka długo musiała poczekać na swoją kolej. Fakt, że już w tym miesiącu wychodzi drugi tom, zmotywował mnie do tego, aby wreszcie po nią sięgnąć.
Berło Światła opowiada o poszukiwaczce skarbów Nefertari de Vesci. Kobieta zafascynowana jest starymi wierzeniami oraz Egiptem, a na świecie nie ma przedmiotu, którego nie umiałaby odnaleźć. W swoim życiu nie ma przyjaciół, a najbliższa jej osoba, jej brat Malachi, jest śmiertelnie chory. Mimo to Tari nie chce przyjąć do wiadomości, że jego czas na tym świecie się kończy. Kiedy pewnego dnia do jej domu przychodzi Azrael, anioł śmierci ze zleceniem odnalezienia magicznego Berła Światła, Nefertari zawiera z nim umowę. Odnajdzie Berło, a w zamian Azrael nie zabierze duszy jej brata.
Nefertari i Azrael na początku nie przepadają za sobą. Często się kłócą i sobie dogryzają, ale są zmuszeni razem pracować. Tari to niezależna kobieta, która źle znosi wykonywanie poleceń drugiego człowieka. Jest bardzo dobrze wykształcona, ma doskonałą pamięć, do tego jest przepiękna, pyskata i wie, czego w życiu chce. Jak dla mnie jest zbyt idealna i przynajmniej na początku, strasznie mnie to denerwowało. Podobnie Azrael, czyli samiec alfa, który chce kontrolować życie kobiety pod pretekstem dbania o jej bezpieczeństwo. Do tego oczywiście jest tak bardzo przystojny, że płeć przeciwna pada przed nim na kolana, gdy tylko go zauważy, obśliniając przy tym całe swoje ubranie. Chyba wyrosłam już z czytania książek o idealnych bohaterach, ponieważ mocno mnie to irytowało. Przy scenach, w których autorka nie skupiała się na tym, jacy są idealni, naprawdę świetnie się bawiłam i przyjemnie się to czytało. Nefertari była do tego bohaterką, która wiele razy irytowała mnie swoim zachowaniem. Chociażby wtedy, gdy wydała pieniądze Azraela na cele charytatywne tylko po to, żeby zrobić mu na złość. Dla mnie to dziecinne zachowanie i nie przystoi dorosłej kobiecie. Tari jednak często zachowywała się jak rozpuszczony dzieciak, co mocno obniżało jej wizerunek wykształconej i inteligentnej osoby.
Sama historia i poszukiwanie Berła były bardzo dobrze przemyślane przez autorkę. Bohaterowie głowili się nad kolejnymi zagadkami i dość sensownie je rozwiązywali. Nie było sytuacji, gdy odpowiedź wyskakiwała z kapelusza z okrzykiem: “oto ja!” Do wszystkiego musieli dojść samodzielnie i bardzo mi się to podobało. Autorka w powieści odnosiła się do różnych mitologii, kładąc jednak nacisk na egipską. Za dobrze na niej się nie znam, ale nie pogubiłam się w historii. Wszelkie potrzebne informacje, Marah Woolf umieściła na kartach swojej książki, także każdy, nawet ktoś kto o egipskiej mitologii wie tylko tyle, że jest taki kraj jak Egipt, śmiało może po nią sięgnąć. Jeżeli chodzi o ten wątek, naprawdę nie mam się do czego przyczepić i mocno podwyższył moją ocenę tej powieści.
A sama książka napisana jest bardzo przyjemnie. Marah Woolf ma bardzo przystępny styl, który nie męczy czytelnika, a płynnie prowadzi go przez opisywaną historię. Nie zawraca nam głowy głupotami, które nie mają wpływu na opowieść, ale za to dodadzą kilka stron do książki. Autorka opisuje to, co jest istotne, aby czytelnik mógł w głowie zobaczyć to, co się dzieje na kolejnych stronach. Mogłabym porównać to do oglądania filmu, bo często właśnie tak się czuje, czytając powieść pani Woolf. To, co czytam, kształtuje się w mojej głowie w zmieniające się obrazy i czuję się, jakbym oglądała w niej film. Jest to bardzo przyjemne uczucie i bardzo szanuję autorów, którzy potrafią w taki sposób przelać to, co sami widzą, abyśmy my, czytelnicy, również mogli to zobaczyć.
Nie będzie jednak zbyt cukierkowo, ponieważ książka opisana jest z perspektywy dwóch osób - Nefertari i Azraela. Ich rozdziały przeplatają się ze sobą. Możemy dzięki temu poznać oboje głównych bohaterów. To, czego mi tutaj brakowało, to rozróżnienia stylów. Gdyby Tari i Azrael wypowiadali się w inny sposób, zwracali uwagę na inne rzeczy, książka byłaby wtedy o wiele lepsza. Mamy perspektywę dwóch bohaterów, dzięki temu możemy poznać ich myśli, ale to tyle. Poza tym są tacy sami.
Mimo wad, które opisałam, powieść mi się podobała. Zakończenie było takie, jakie chciałam. Miałam lekkie obawy, że autorka sprawę Malachiego rozwiąże w inny sposób, ale na szczęście zrobiła to, co powinna. Mam nadzieję, że przy kolejnym tomie będę bawiła się jeszcze lepiej, bo na pewno jest potencjał w tej historii, a relacja między Nefertari i Azraelem niezwykle mnie interesuje. Z radością poznam dalsze losy tej dwójki, a - przypominam - premiera już w tym miesiącu, dokładnie 26 października.