W Polsce nazwisko P. C. Cast kojarzy się głównie z serią Dom Nocy, która jest pisana przez duet pisarski: wspomnianą wcześniej P. C. i jej córkę Kristin. Cykl ten cieszy się niemałą popularnością, jednak zanim powstał, Phyllis Christine napisała samodzielną serię, którą rozpoczyna „Przepowiednia”. Do lektury zasiadłam z ogromną ciekawością. Czy została ona zaspokojona?
Elphame od zawsze czuła się inna. Wyglądem różni się od innych ludzi - od pasa w dół wygląda jak... koń. Nigdy nie była z tego powodu wyśmiewana, jednakże odmienność fizyczna nie pozwalała jej na nawiązanie silniejszej więzi z kimkolwiek, kto nie pochodziłby z najbliższej rodziny. Społeczność uważa, że została ona obdarzona przez Boginię Eponę i darzy El czcią, której dziewczyna wcale nie chce. Elphame postanawia wyjechać do zniszczonego zamku MacCallana wraz z bratem Cuchulainnem i doprowadzić go do dawnej świetności. I odetchnąć od spojrzeń pełnych uwielbienia i strachu...
Na miejscu czekają na rodzeństwo osoby chętne do pomocy przy odbudowie konstrukcji. Pomimo początkowej niepewności, El szybko zaprzyjaźnia się z pokrzywdzoną przez los i oszpeconą bliznami Brenną, a także Brighid - Łowczynią z ciętym językiem. Poznaje również tajemniczego i niebezpiecznego Lochlana, który pożąda jej krwi. Choć powinien być wrogiem Elphame, staje się jej przyjacielem, mężem. Jednakże czy uczucie zwycięży mroczną naturę mężczyzny? A może tylko je spotęguje? I co z przepowiednią, która spowija mury zamku MacCallana?
Czytając tę książkę, mamy okazję poznać mnóstwo różnorodnych postaci. Pewny siebie, uwodzicielski Cu, nieśmiała i zamknięta w sobie Brenna, odważna, dowcipna Brighid, a także dążąca do celu El to jedynie niewielka część bohaterów, którzy występują w „Przepowiedni”. Niektórzy od razu zdobyli moją sympatię. Nie brakuje tu też czarnych charakterów, którymi są przedstawiciele rasy Lochlana. Sprawiają oni, że więcej się dzieje, choć prowadzi to niestety do nieszczęścia.
Mimo usilnych starań, nie dałam rady polubić ukochanego Elphame. W moim odczuciu ich miłość jest trochę sztuczna, wymuszona. Całkiem możliwe, że dzieje się tak dlatego, że P. C., tworząc tę historię, dopiero rozpoczęła swoją przygodę z pisarstwem.
Zaufanie, szczerość, lojalność, miłość, śmierć, przeciwności losu, chęć do spełniania swoich marzeń to tematy poruszone w powieści. Jest w niej miejsce zarówno na śmiech, jak i na płacz, a także melancholię. Sprawia to, że utwór staje się bliższy szerszemu gronu osób.
Akcja rozgrywa się w mitycznym Partholonie, w którym nie ma miejsca na komórki czy Internet. Ludzie poruszają się konno, a wiadomości przesyłają sobie za pośrednictwem gołębia pocztowego. Czytanie tej książki było fascynujące, ponieważ na jakiś czas miałam możliwość przeniesienia się do nieznanego mi świata, w którym władzę sprawuje autorka. Można w nim spotkać wiele niezwykłych stworzeń, takich jak centaury, które istnieją tylko w legendach czy opowieściach. Powrót do rzeczywistości był dosyć dziwnych przeżyciem. Pobyt w tym baśniowym miejscu sprawił, że przez jakiś czas darzyłam komputer i telefon sporą podejrzliwością.
Nie wiem, czy to wina P. C., czy może tłumaczenia, niemniej nie można nie zauważyć, że w tekście często występują powtórzenia wyrazów. Przeszkadza to trochę w czytaniu, zwłaszcza na początku przygody z Partholonem i jego mieszkańcami. Takie pojawiające się co chwilę słowo naprawdę potrafi wybić z rytmu. Po pewnym czasie powtórzeń było znacznie mniej – a może po prostu się do nich przyzwyczaiłam.
Sądzę, że warto przeczytać „Przepowiednię”, choć posiada wcześniej wspomniane uszczerbki – ale która książka ich nie ma? Dla mnie stanowiła ona świetną formę relaksu i zapomnienia. Polecam ją nie tylko fanom historii o adeptce Zoey Redbird, lecz także tym, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z Phyllis Christine Cast. A teraz wyłączcie komórki, telewizory oraz laptopy i wybierzcie się w podróż do mitycznego Partholonu, w którym czai się namacalna wręcz tajemnica czekająca na odkrycie.