Marian Eile. Poczciwy cynik z "Przekroju" recenzja

„Przekrój” – twierdza poczciwych cyników

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @maslowskimarcinn ·4 minuty
2023-09-06
Skomentuj
4 Polubienia
Jakże fascynujące musi być pisanie biografii tych, którzy zostawili po sobie książki, wspomnienia i pamiętniki, swą płodną twórczością zalewając świat. Jak wiele analiz autorka lub autor takowej może wówczas przeprowadzić, jak dalece zagłębić się w wewnętrzny świat twórcy, poznać jego przyzwyczajenia i sekrety. Taka biografia wręcz wnika do umysłu opisywanej w niej postaci, dzięki czemu czytając ją, czujemy się tak, jakbyśmy stali tuż obok niej, spędzali z nią poranki przy kawie i podglądali ją przy pracy. Kiedy jeszcze biograf powstrzyma swe oceny i odrzuci sentymenty, wiemy, że mamy do czynienia z pozycją wybitną. Powyższy opis jak ulał pasuje do każdej z książek napisanych przez Mariusza Urbanka. Dotyczy to również tej najnowszej – proszę Państwa, oto Marian Eile.

Kiedyś pozwoliłem sobie na żart pisząc, że gdyby Mariusz Urbanek napisał biografię sąsiadki ciotecznego wujka sprzątaczki dziadka Tuwima, kupiłbym ją, przeczytałbym bez zastanowienia i odłożył na półkę zachwycony. I po jego najnowszej książce zdania swego nie zmienię, choć odważę się zgłosić drobne zastrzeżenia – bo w biografii Mariana Eilego więcej jest o „Przekroju”, niż o jego twórcy.

ALE z drugiej strony Eile to „Przekrój”, a „Przekrój” to Eile, zatem czym rzeczywiście mam rzetelne podstawy, aby narzekać?

Sam już tytuł zdradza, że Eile był osobowością – toż to przecież „cynik”, ale na szczęście „poczciwy”. I taki właśnie obraz dostajemy – dobrodusznego redaktora, siedzącego za potężnym biurkiem gdzieś w małym pokoiku, w niewielkiej, cudem mieszczącej rój literatów i dziennikarzy redakcji. To, co ciekawe u Eilego, to nie jego rodzinne zaszłości, wojenna przeszłość ani to, co spotkało go przed 1939 rokiem i z jakimi tuzami spożywał kawę, patrząc zazdrośnie na pięterko w Ziemiańskiej. Dopiero w PRL-u stał się człowiekiem symbolem, sprytnie manewrującym pomiędzy wolnością słowa a partyjną retoryką, kolorowymi zachodnimi wpływami a radziecką przaśnością. Urbanek świetnie nakreśla obraz postaci, która – cudem jakimś – oszukała stalinowski system, „nie ubrudziwszy przy tym kaloszy”. Wielokrotnie podkreśla i udowadnia – a to odwołując się do treści publikowanych artykułów, a to to rozmów z osobami, które z Eilim współpracowały – że w takiej formie i w tamtych czasach „Przekrój” w ogóle nie powinien był istnieć. Zachowywał pozory, by uspokoić wszędobylską cenzurę i niekiedy zaniepokojoną wymową pewnych artykułów wierchuszkę, a jednocześnie promował – jakbyśmy to dziś powiedzieli – ludzi myślących niezależnie i pod prąd, czyli wybitnych twórców, którzy w innym wypadku nie byliby w ogóle publikowani. Triki, jakie Eile stosował, w jaki sposób rozmawiał z przedstawicielami władzy, a które Mariusz Urbanek wielokrotnie przytacza, zasypując czytelników anegdotkami z życia redakcji i jej naczelnego, daje obraz człowieka o wielu twarzach, w głębi jednak uczciwego zarówno wobec tych, których uważał za zdolnych jak i wobec czytelników swego pisma. Niekiedy zaborczy, nieprzejednany w swoich koncepcjach potrafił irytować, ale czyż nie taki właśnie powinien być redaktor z prawdziwego zdarzenia? Z drugiej strony - czyż to nie piękne, jeśli dodajemy takie „smaczki” - po redakcji chadzał w kapciach, flanelowych kraciastych koszulach i ledwie trzymających się spodniach. Podobno „donaszał’ przedwojenne garnitury, jak zapamiętał jeden z jego redakcyjnych towarzyszy. Palił jak smok, wszędzie zostawiając cuchnące niedopałki. Był łakomy, lecz cierpiał na zaburzenia gastryczne, co nie przeszkadzało mu pić kawę z blaszanego kubka. Pełen uroku i burkliwy, wrażliwy na wdzięki płci pięknej (chętnie redagowałby polskiego Playboya), nie znosił prostactwa i były pruderyjny. Nie był zwolennikiem literatury fantastycznej, w mimo to publikował na łamach tygodnika H.P. Lovecrafta czy Lema („bo tak trzeba”). „Byle idiota potrafi ocenić tekst, który przeczytał; ja oceniam materiały, których nie czytałem, i nigdy się nie mylę” - powiedział.

To właśnie pełna sprzeczności w odbiorze postać (tę niejednoznaczność, chybotliwość, a jednocześnie pewność siebie i stanowczość autor biografii pointuje genialnie), przepełniona wewnętrznym spokojem i twórczą pasją, jak wielokrotnie podkreśla Urbanek, stworzyła pismo, które nawet jeśli było potępiane przez „czynniki” za prozachodniość i niedostateczne propagowanie Polski i jej wschodnich przyjaciół, było czytane przez wszystkich – przemycane do krajów ościennych, czytane w Związku Radzickim, a co najważniejsze – przez małżonki rodzimych dygnitarzy. Kto wie, śmieje się autor, może to właśnie one otworzyły nad „Przekrojem” parasol ochronny?

Eile walczył o swych autorów i współpracowników, walczył o „Przekrój” i gotów był na wszelkiego rodzaju ustępstwa, byle by ratować tygodnik i zachować jego klasę. Był świadomy zagrożeń, które na niego czekały, świadomy struktury i zakłamania systemu, w którym przyszło mu tworzyć „Przekrój”, a mimo to nigdy nie zmienił swego motta – „najważniejsze to nie pozostawić czytelnika obojętnym”, zaciekawić go, podrażnić. Publikowanymi tekstami i rysunkami intrygował, wywoływał zachwyt, ale także oburzenie. Nie każdy rozumiał jego zamiłowania do twórczości Picassa i purnonsensowy humor. Wymagał wiele ale wiele też rozumiał; potrafił świetnie lawirować między wyspami odmienności.

Dostajemy zatem w dłonie książkę o geniuszu, który stworzył „arcydzieło sztuki redaktorskiej wszystkich czasów” (tak pisała o nim Osiecka), „najbardziej operatywnym redaktorze w PRL” (tak Wańkowicz), człowieku, który stworzył pismo, na które co tydzień czekały miliony (tak!). Mariusz Urbanek świetnie ukazał postać Eilego jako redaktora i jako człowieka. Nie zapomniał o ludziach, które Eilemu towarzyszyły w codziennych trudach – dzięki temu, być może z obłoków zapomnienia, wyłania się postać Janiny Ipohorskiej, Andrzeja Klominka, Jerzego Ludwika Kerna, Kazimierza Koźniewskiego czy krakowskich artystów z Piwnicy pod Baranami. Najlepszą chyba rekomendacją jest fakt, iż czytając biografię, co chwila zerkałem na archiwalne wydania magazynu tylko po to, by posmakować tamtejszy świat, zaśmiać się z surrealistycznych żartów, przypomnieć sobie, kim był pan Gałczyński, a czym Zielona Gęś, o czym szeptał Waldorff, a jak ubierać się kazała Barbara Hoff…

Kolejna fenomenalna książka Mariusza Urbanka, która nie pozwala zapomnieć o przeszłości. Polecam.

Książkę otrzymałem z portalu Sztukater.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2023-08-20
× 4 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Marian Eile. Poczciwy cynik z "Przekroju"
Marian Eile. Poczciwy cynik z "Przekroju"
Mariusz Urbanek
9/10

Agnieszka Osiecka napisała o nim „legendarny twórca «Przekroju» (właściwie cudotwórca…) (…) starał się, żeby jakoś przetrwać stalinizm, nie ubłociwszy kaloszy i nie przestając jeść ryby dwoma widelca...

Komentarze
Marian Eile. Poczciwy cynik z "Przekroju"
Marian Eile. Poczciwy cynik z "Przekroju"
Mariusz Urbanek
9/10
Agnieszka Osiecka napisała o nim „legendarny twórca «Przekroju» (właściwie cudotwórca…) (…) starał się, żeby jakoś przetrwać stalinizm, nie ubłociwszy kaloszy i nie przestając jeść ryby dwoma widelca...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Rozsądnie jest wiedzieć tyle, ile się da, ale jeszcze rozsądniej jest utrzymywać innych w niewiedzy co do własnej wiedzy. Melvin Burgess Wakacje z Marianem Eile okaza...

@aniabruchal89 @aniabruchal89

Pozostałe recenzje @maslowskimarcinn

Suknia i sztalugi
"Malarki tylko przyszpilają cień/ Same - giną w mroku"

Z okładki najnowszej książki Piotra Oczko spogląda Catharina Van Hemessen. Odważna, bezczelna. I w dodatku kobieta. Ubrana w suknię w stylu hiszpańskim, a nie w ubabrany...

Recenzja książki Suknia i sztalugi
101 Reykjavik
"Jedyne co wiem to ja"

Ależ to była jazda! Owszem, nie ukrywajmy "faktów oczywistych" – grubaśna książka Helgasona nie jest do wchłonięcia „na raz” i nie dlatego, że wieje nudą, lecz wymaga sk...

Recenzja książki 101 Reykjavik

Nowe recenzje

Dziewczyna Szamana
Oczy szeroko otwarte
@spiewajacab...:

Pewnego dnia siostra Niki, Klara, znika bez śladu. W okolicy grasuje seryjny morderca. Policja bagatelizuje sprawę, Nik...

Recenzja książki Dziewczyna Szamana
Tymek i Mistrz. Strachy na lachy
Humor, magia, przygoda i komiksowa jakość!
@Uleczka448:

Mówiąc kolokwialnie... – „Tymek i Mistrz rządzą”! Rządzą, czyli stanowią jedną z najciekawszych par komiksowej sztuki d...

Recenzja książki Tymek i Mistrz. Strachy na lachy
Miłość i inne słowa
Najsłabsza książka autorek
@Kantorek90:

Christina Lauren to pseudonim duetu amerykańskich pisarek, Christiny Hobbs i Lauren Bilings, których książki uwielbiam,...

Recenzja książki Miłość i inne słowa
© 2007 - 2024 nakanapie.pl