"Namaluj mi słońce" Gabrieli Gargaś to powieść, na którą miałam ochotę od dawna, ale niestety trudno było ją zdobyć. Tym bardziej ucieszyłam się, gdy okazało się, że mam okazję jej wysłuchać w formie audiobooka i już na wstępie mogę Wam zdradzić, że warto było poznać tę historię.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że siedzimy sobie na ławeczce na jakimś skwerku i podchodzi do nas kilkuletnia dziewczynka prosząc - namaluj mi słońce. Co byśmy zrobili, jak byśmy się zachowali?... Na pewno w pierwszej chwili zdziwilibyśmy się, może zdumieli, może udali, że to nie do nas, a może po prostu bez większego zastanawiania zabralibyśmy się do rysowania.
Nieopodal miejsca swojej pracy Sabina w ten właśnie sposób poznaje Marysię, która bardzo chce się zaprzyjaźnić. Dziewczynka czuje się osamotniona, pragnie nawiązać kontakt z kimś, kto mógłby zastąpić jej mamę, albo po prostu zostać jej przyjaciółką. Niestety dzieci w szkole nie są dla niej miłe, więc Marysia szuka kontaktu z dorosłymi. I choć ojciec stara się ze wszystkich sił zapewnić córeczce szczęśliwe dzieciństwo po tym, jak opuściła ich Magda - mama dziewczynki, nie wszystko układa się po jego myśli. Sabina natomiast nie przepada za dziećmi i nie bardzo wie jak ma się zachować wobec tak zaskakującej prośby. Próbuje przepędzić małą, zniechęcić ją do siebie, ale Marysia jest nieugięta i ostatecznie obie bohaterki nawiązują ze sobą nić porozumienia. Od tej pory życie każdej z nich ulega całkowitej odmianie, pojawiają się więzi, uczucia i emocje, o których Sabina dotąd nie miała pojęcia. Niebawem w życiu bohaterki zjawia się również Maks - ojciec Marysi, który chce poznać kobietę, której zaufała jego córka. Czy w tej sytuacji ta trójka ma szansę stworzyć prawdziwą rodzinę?... Przeczytajcie koniecznie, a znajdziecie odpowiedzi na to i jeszcze wiele innych pytań.
"Namaluj mi słońce" to opowieść, która ma w sobie pewien trudny do opisania urok, jakąś magię, subtelność, dzięki którym fikcyjny świat powieści na kilka godzin staje się naszym własnym. Bardzo dobrze czujemy się wśród książkowych bohaterów, kibicujemy im, przeżywamy ich problemy i wcale nie mamy ochoty się z nimi rozstawać. Marysia od samego początku wkradła się do mojego serca, a jej ufność i szczerość rozbroiły mnie już przy pierwszym spotkaniu. Zastanawiałam się jak Sabina tak długo mogła opierać się prośbie małej dziewczynki, która jest takim uroczym dzieckiem i co najważniejsze jest już prawie... dorosła. Problemy podjęte przez autorkę są bardzo życiowe, a powieściowa rzeczywistość nie odbiega niczym od naszego tu i teraz. Stąd lektura tej książki to czysta przyjemność. Maks, ojciec Marysi to facet, dla którego dziecko jest wszystkim. I choć niezbyt podobał mi się jego egoistyczny, miejscami narcystyczny charakter w kontaktach damsko-męskich to mam dla niego wiele uznania.
"Namaluj mi słońce" to historia, która może oczarować czytelnika. Z pozoru zwyczajna staje się zupełnie niezwykła w kontekście dziecięcego postrzegania świata. A jeśli chodzi o minusy... Nie do końca podobał mi się sposób zakończenia tej opowieści. Jak to zazwyczaj w powieściach obyczajowych, tak i tutaj akcja biegnie swoim niezbyt szybkim tempem, ale zbliżając się do końca nagle bardzo mocno przyspiesza i ostatnie dwa rozdziały opisują tyle zdarzeń, że możnaby z tego zrobić co najmniej kontynuację losów bohaterów. Nie przepadam za takim rozwiązaniem, ponieważ odnosi się wrażenie, że wątki zamykane są jakby na siłę. Niestety wiele razy się spotkałam właśnie z takim zakończeniem, które w powieściach obyczajowych jakoś mi nie pasuje.
"Namaluj mi słońce" to pozytywna, ciepła i nieco magiczna opowieść, która idealnie wpasuje się w każdy nastrój. Polecam serdecznie.