Przyzwyczaja czytelnika Pani Kańtoch do dobrego pisarstwa, oj przyzwyczaja. Zaczyna się podobać kryminalnie, wydawcy się podoba kryminalnie. I potem dzieje się syndrom Miłoszewskiego.
W dobie „warsztatowych” pisarzy, co to się u Bondy na szkoleniach naumieli składać elementy powieści. Takich co to piszą książki z niemalże widocznymi jeszcze z drzwi księgarni, wystającymi z książki drutami rusztowania, co to ich na bilbordach i blurbach nachwalić się nie mogą, Ci co się już swoje sprzedali. W dobie tychże wydawca, a jakże, życzy sobie pisarzu trzy tomy. Miłoszewski pisał o Szackim trzy tomy, ty też pisz. Nie ważne, że twoja zaplanowana historia jest jednorodna, na powieść jedną, zrób z tego trzy! I Miłoszewski się drukuje w siedemnastym którymś wydaniu i Ty podołasz! I była Wiosna Zaginionych tomem pierwszym, tomem dobrym, pięknie napisanym (choć nie bez wad), co się też (jak Ci z blurbów) nachwalić nie mogłem, choć li tylko w opinii.
Zabrałem się więc za „Lato Utraconych”, co by mi nie przeminęło z wiatrem i co bym nie zapomniał, o co chodzi w tej historii. Nie doczytałem jednak u źródeł, bo książkę czytam w środku, a poza tytułem i autorem na okładce, że tak to ujmę, nie, nie doczytałem, że to po holiłudzku prequel jest, wstęp, przedwstęp, poprzednik wydany później, no nie umiem tego spolszczyć.
Mamy więc książkę 20 lat in minus, Pani Policjantka, Krystyna Lesińska jeszcze na służbie, ze znanym nam rodzinnym tłem, tylko oczywiście tyleż samo lat do tyłu. Historia zaginięcia (znowuż), ale! Nie kontynuowana, w końcu prequel, inna, nowa, choć nadal… zaginięcia. Zgrzyt trochę, jednak ok, będzie co z tego, bo oto zaginięcie jest sklejone z morderstwami, a zaginięcie było (znowuż) jeszcze dodatkowe kilkanaście lat temu. No idzie się pogubić, gdyby to pisał jakiś warsztatowy, wyżej wspomniany mogłoby być słabo, ale Anna Kańtoch jest nieironicznie dobra w tym co robi. I robi to dobrze.
Świetnie napisane postacie, które mocno wbijają się w jaźń czytelnika, pozwalając na tworzenie istotnych punktów zaczepienia. Pisarka wbija w nas haczyk, powoli odkrywa karty postaci (ha! Jak w grze!), niemalże doskonale prowadzi fabułę. I ten tok myślenia policyjno-bohaterski, jak dobrze napisany, a tu jest dobrze napisany, zawsze wzbudza mój zachwyt. Tutaj też było podobnie, historia przemyślana, zgrabna, bez dziur logicznych. Charaktery oczywiście różne, nie na siłę, jest balans, jest prawdopodobieństwo, jest realizm taki „życiowy”. Do tego dokładamy realny, nienachalny, bardzo dobry element grozy, jakiegoś thrillera, ale subtelnie, do smaku, nieprzesadzone. Jest w py super.
Dlaczego jednak ta książka finalnie wywołała u mnie uczucia cokolwiek mieszane? Dlaczego mimo dobrego gatunku literatury kryminalnej jest niesmak? Ano dlatego, że jest to tom drugi trylogii. Tom, który nic nie wnosi do poprzedniej historii z „Wiosny zaginionych”. Dlatego, że to ta sama bohaterka główna co w pierwszym tomie trylogii i kompletnie nic z tego. Ta powieść mogłaby być z powodzeniem odrębnym, samodzielnym bytem książkowym. Zastąpić policjantkę, nawet i policjantką, tylko inną, usunąć trzy zdania wspomnień o motywie przewodnim pierwszego tomu zaginięcia brata i… mamy osobną, bardzo dobrą, nową powieść Anny Kańtoch. Pani Autorka pisze bardzo dobre samodzielne, zamknięte historie. Gdyby tylko nie ten syndrom Miłoszewskiego! Minusem jest to, że z fabułą poprzedniej części związku nie ma żadnego (może być też tak, że nieprzytomnym i nie skleiłem, wrażenia jednak nie odniosłem). Nie ma zaczątków zaginięcia (tego z „jedynki”), jakiejś nieodkrytej karty historii rozmontowywanej w poprzedniej części. Null. Jest osobna historia, też zaginięcia, też w górach. Morderstwa i tak dalej. I nie jest to spojler, to jest na okładce (zgadza się, doczytałem później). I jest to wielka szkoda, bo książka jest z bogatą intrygą, postaciami dobrymi, sprawa cała jest świetna! Tylko ta trylogia… No nie zagrało mi takie umiejscowienie talentów pisarki. A szkoda.
Bo! Autorka przeniosła się z fantastyki na kryminały by, jak myślę, jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła i naprawdę wybić się na polskim rynku, pokazać prawdziwy talent, co nie jest takie trudne wśród naśladowców, warsztatowców i mrozopodobnej papki pseudokryminalnej. Tylko te trzy tomy, obsesja trzech tomów. Wydaje mi się, że albo robimy serię o jakimś detektywie czy policjancie, albo rozbijamy historię sprzed lat o tomy, ale to nadal ta sama historia. Robienie z książek serialu nie wychodzi moim zdaniem dobrze.
Boję się trzeciego tomu, choć nie bez nadziei. Czekam, mam nadzieję na wyjaśnienie okoliczności z Wiosny Zaginionych. Tymczasem wosk sukcesu topnieje, lecimy w dół.
02.12.2021 r.