Nie sięgam często po książki popularnonaukowe (na pewno rzadziej, niż bym chciała), jednak czasem jakiś temat się mnie czepia i nie chce puścić – chcę przeczytać coś o nim już, teraz, natychmiast. Niedawno złapała mnie faza na mikrobiom, a poniższa recenzja jest jej efektem.
Autor „Mikrobiomu” (nie mogłam trafić na tytuł lepiej pasujący do moich ówczesnych potrzeb), Ed Yong, jest nie tylko pisarzem i dziennikarzem naukowym, lecz także absolwentem zoologii i biochemii Uniwersytetu Cambridge i Uniwersytetu Londyńskiego. Jak przystało na pasjonata i profesjonalistę, podchodzi do tematu kompleksowo. W ramach przygotowań do napisania książki rozmawiał z setkami naukowców, odwiedził mnóstwo laboratoriów, przeanalizował ogrom materiałów źródłowych – praca i zaangażowanie, jakie włożył w tę publikację, są naprawdę godne podziwu. Z tekstu bije również ogromna pasja – moim zdaniem najważniejszy składnik każdej książki popularnonaukowej.
Ed Yong snuje fascynującą opowieść, prowadząc nas przez świat mikrobów. Książka składa się z dziesięciu rozdziałów, a każdy ma swój temat przewodni – historia mikroorganizmów, pierwsze badania, symbioza, antybiotyki, probiotyki, wpływ mikrobiomu na życie zwierząt, roślin, całej planety… Odpowiada na pytania, na które wielu z nas nawet by nie wpadło, omawia mikroby z każdej możliwej strony i mistrzowsko udowadnia, że bez nich nasz świat wyglądałby zupełnie inaczej… o ile w ogóle by zaistniał. Każdy rozdział obfituje w przykłady i opisy badań; autor najwyraźniej zdaje sobie sprawę, jak abstrakcyjnie dla osoby niezaznajomionej z tematem mogą brzmieć niektóre nazwy i procesy, ponieważ zamieszcza w książce mnóstwo obrazowych porównań, dzięki którym nawet tak abstrakcyjne terminy jak „horyzontalny transfer genów”, „wzorzec molekularny” czy „holobiont” przestają być straszne.
Wspomniałam wcześniej o pasji i pozwolę sobie teraz do niej wrócić. Nie spodziewałam się, że ta książka wywoła we mnie tak ogromny zachwyt. I nie chodzi tu o wartość literacką (szok i niedowierzanie!), lecz o treść jako taką – dosłownie zachwyciłam się mikroorganizmami. Mimo że miałam wiedzę o nich wyniesioną ze szkoły i studiów, lektura „Mikrobiomu” otworzyła mi oczy na to, jak ważne są to stworzenia; jak wielką rolę odgrywają na Ziemi mimo swoich mikroskopijnych rozmiarów. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak dużo potrafią, jak mogą być pomocne i jak wiele szkód mogą wyrządzić. Odkryłam niezwykłe, kruche sojusze i długotrwałe (liczone w tysiącach lat) przyjaźnie między mikrobami a ich gospodarzami oraz ich wzajemne, subtelne wpływy.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o warstwie językowej książki. Styl Yonga jest lekki i humorystyczny, jednak lektura wymaga skupienia ze względu na ogrom informacji i ciekawostek zawartych w tekście. Moim zdaniem dobrze jest sobie tę wiedzę dawkować, a nawet do niej wracać – czytanie „Mikrobiomu” ciągiem było dla mnie niemałym wyzwaniem – lecz nadal przyjemnym.
Na koniec powiem z pełnym przekonaniem, że jest to książka ważna – w końcu autor omawia w niej kwestie, które dotyczą nas wszystkich, naszego otoczenia i naszej planety. Pozwala poznać przeszłość, zrozumieć teraźniejszość i zastanowić się nad przyszłością. Dzięki niej zaczęłam dostrzegać to, co niewidoczne i jeszcze bardziej doceniać niezwykłą złożoność świata; czy to nie cudowne myśleć o sobie jako kompletnym ekosystemie, miniaturowym kosmosie?