Z przykrością stwierdzam, że trylogia o Krystynie Lesińskiej autorstwa Anny Kańtoch już za mną. Po lekturze "Wiosny zaginionych" długo czekałam na kolejne części, a tymczasem okazało się, że kiedy już otworzyłam pierwszą z nich, pochłonęłam obydwa tomy w trzy dni...
Akcja "Lata utraconych" rozpoczyna się w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku. Krystyna Lesińska przeżywa osobistą stratę, jednak nie poddaje się rozpaczy. Nie jest jej lekko zaakceptować śmierć męża, bo tego się raczej zrobić nie da, jednak postanawia nie zamykać się w czterech ścianach. Kiedy dostaje telefon o morderstwie w leśniczówce Pogański Młyn, natychmiast rusza na miejsce. Nie spodziewa się nawet tego, co tam zastanie. Tymczasem okazuje się, że piękne miejsce w lesie stało się świadkiem krwawej zbrodni. Ktoś zamordował w bestialski sposób cztery osoby z pięcioosobowej rodziny: rodziców i dwie ich córeczki. Przeżył jedynie najstarszy syn. Sprawa robi się jeszcze bardziej intrygująca, kiedy okazuje się, iż ocalały chłopak to dziecko, które dwanaście lat wcześniej zniknęło w górach i dopiero niedawno się odnalazło. Czy dawna sprawa porwania ma związek z masakrą w lesie? Czy Kuba będzie w stanie powiedzieć, kto zabił jego cudem odzyskaną rodzinę?
"Jesień utraconych" to finał trylogii. Cofamy się do tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego szóstego roku i obserwujemy Krystynę, która właśnie dostała się na studia prawnicze, a jej brat, Roman zaginął w górach przed trzema laty. Krysia mieszka z rodzicami, ale jej rodzinny dom zmienił się w chwili, kiedy Lesińscy otrzymali informację o zaginięciu syna. Wciąż czekają na wiadomość o Romanie, a życie toczy się jakby obok nich. Krystyna próbuje funkcjonować w tej atmosferze zawieszenia, chociaż nie jest to proste. Wciąż zmaga się też z podejrzeniem, że to Roman był tym bardziej kochanym przez rodziców dzieckiem. Dziewczyna bierze udział w pogrzebie kolegi z dzieciństwa, który popełnił samobójstwo. Wkrótce okazuje się, że to nie pierwsza taka sprawa w dzielnicy, w której mieszkał młody mężczyzna. W dodatku pozostałe ofiary zginęły na przestrzeni kilku ostatnich lat w identyczny sposób. Pojawia się coraz więcej wątpliwości wokół tych śmierci. Krystynę zaczepia pewien dziennikarz, który namawia ją, by pomogła mu rozwiązać zagadkę serii samobójstw. Kiedy Krysia dowiaduje się od niego, że tymi zgonami interesował się również Roman, decyduje się dołączyć do dziennikarza. Czy śmierć młodych mężczyzn to rzeczywiście samobójstwa? Czy przy okazji rozpytywania tubylców uda jej się dowiedzieć czegoś nowego o sprawie zaginięcia brata?
Mroczna atmosfera powieści daje się odczuć na każdym kroku. Niechęć mieszkańców Drugich Szopienic jest namacalna. Krysia musi się nieźle nakombinować, żeby ludzie w ogóle chcieli z nią rozmawiać. Sporo tu mamy rozważań dwójki głównych bohaterów nad motywami samobójstw/zabójstw, ale rozbudowana jest też warstwa obyczajowa, obejmująca sytuację Krystyny i jej rodziców po zniknięciu Romka oraz ich relacje po tej tragedii. Psychologiczne wtręty bardzo ubogaciły fabułę. Do tego dodać należy świetnie odmalowaną atmosferę PRL-u. Jak dla mnie całą trylogię czyta się świetnie, nawet trochę za szybko, bo szkoda tak szybko rozstawać się z tą historią i postaciami. I trochę żal, że zimy nie będzie. Definitywnie.
Wszystkie trzy zagadki kryminalne bardzo mnie wciągnęły, ale nie jestem pewna, co sądzę o zakończeniu wątku zniknięcia Romka. Nie będę jednak opisywać swoich wątpliwości, żeby nie spojlerować. Po prostu każdy musi sam przekonać się, czy pomysł autorki utrafił w jego gust czytelniczy i oczekiwania.