Sięgnąłem ponownie po powieść Gogola, bo ukazało się nowe tłumaczenie, Wiktora Dłuskiego. Z tej okazji kłaniam się nisko wydawnictwu 'Znak' za ich znakomitą serię nowych przekładów klasyki: stare dzieła ożywają w nowych translacjach. Przestrzegam przy okazji przed tanim ebookiem opublikowanym przez Psychoskok, z masakrycznym przekładem Zygmunta Wielhorskiego, po co się takie gnioty wydaje?
Zacząłem czytać i wsiąkłem, po prostu opadła mi szczęka z zachwytu nad stylem Gogola, nad jego przenikliwością psychologiczną, humorem (czasami śmiałem się do rozpuku) no jest on wielkim mistrzem i basta. To bardzo współczesna książka do której trzeba wracać i rozkoszować się każdą stroną.
Patrząc powierzchownie dostajemy satyryczną historię podróży Cziczikowa do miasta N. i okolic, w celu kupowania martwych chłopskich dusz od lokalnego ziemiaństwa, ale w istocie rzeczy przedstawia Gogol głęboki, przenikliwy obraz ówczesnej Rosji, z jej obyczajowością, szczegółami życia, stosunkami klasowymi i ekonomicznymi. O tym arcydziele powiedziano już chyba wszystko, przytoczę zatem parę cytatów, które mi utkwiły w pamięci.
Jakże ponadczasowa charakterystyka starszej kobiety: „jedna z tych mateczek, właścicielek niewielkiego majątku, które skarżą się na nieurodzaje, straty, głowę noszą przechyloną nieco na bok, a jednocześnie po troszku gromadzą pieniążki w samodziałowych woreczkach poupychanych po szufladach komód.”
Celna charakterystyka lokalnego stróża prawa: „policmajster zdołał uzyskać niepodważalną ludową popularność i pogląd kupców był taki, że Aleksy Iwanowicz „wprawdzie wziąć, to weźmie, ale za to nigdy człowieka nie wyda”.”
I opis przyjęcia wydanego przez tegoż policmajstra: „pojawiły się na stole jesiotry, bieługa, łosoś, kawior prasowany, kawior świeżo solony, śledzie, siewruga, sery, wędzone ozory i bałyki, wszystko to od strony rybnych kramów. Potem wjechały dodatki od strony gospodarza, wyroby kuchni: pieróg z głowizną, do którego weszły chrząstki i policzki dziewięciopudowego jesiotra, inny pieróg – z rydzami, ciasteczka i kluseczki w topionym maśle, gotowane owoce z rodzynkami i miodem” Mniam, mniam...
Opis ubioru damskiego na balu, co za oko i przenikliwa psychologia...: „Cała reszta była osłonięta z niezwykłym smakiem: szyję otaczała eterycznie jakaś lekka krawatka ze wstążki albo szarfa lżejsza od ciasteczka znanego pod nazwą całuska, albo zza ramion spod sukni wyglądały maleńkie ząbkowane wypustki z cienkiego batystu, znane pod nazwą skromnostek. Te skromnostki zakrywały z przodu i z tyłu to, co już nie mogło przynieść zguby człowiekowi, a zarazem nasuwało podejrzenie, że tam właśnie kryje się owa zguba.”
I wreszcie legendarna opinia Sobakiewicza o miejskich elitach: „całe miasto tam takie: oszust na oszuście i oszustem pogania. Wszystko judasze. Tam tylko jeden porządny człowiek jest: prokurator. A i z niego też, prawdę mówiąc, świnia.”
Drugi tom książki, ocalały we fragmentach, czyta się dużo gorzej, to taka sobie przeciętna historyjka obyczajowa, lwi pazur Gogola jest tam mało widoczny. Wielka szkoda, że autor w przypływie szału spalił rękopis drugiego tomu. A ponoć rękopisy nie płoną...
Wspaniała, ponadczasowa literatura.