"Łowca" Agnieszki Pruskiej to moje pierwsze spotkanie z komisarzem Barnabą Uszkierem, ale drugie z twórczością tej autorki. Mój "pierwszy raz" miał miejsce przy komedii kryminalnej "Zimne nóżki nieboszczyka", tym chętniej więc sięgnęłam po kolejną powieść tej pisarki.
Do tej pory czytając o prowadzących śledztwa różnego rodzaju dostrzegałam pewien wzorzec, iż prowadzący boryka się z różnymi problemami, tudzież dylematami. Barnaba Uszkier tymczasem jest ich przeciwieństwem: co prawda nie czytałam wszystkich części z komisarzem, ale na podstawie tej jednej (szkoda w sumie, że ostatniej) wnioskuję, że jest kochającym mężem i dobrym tatą. Nie cierpi na żadne traumy, ani nie boryka się z demonami z przeszłości, ale... Właśnie to ale, które pojawia się praktycznie na samym końcu książki szkoda, że jest tak słabo rozwinięte.
***
Zastrzegam, że nie wiem co było we wcześniejszych częściach, ale takie jest moje wrażenie po przeczytaniu "Łowcy". Polubiłam komisarza, razem z towarzyszącą mu ekipą stanowił przyjemną równoważnię do sprawy, która trafiła mu się tym razem.
Sprawy makabrycznej, lecz intrygującej. Oto bowiem na jednym z gdańskich osiedli zostają znalezione zwłoki kobiety. Zwłoki zostały okaleczone, stan ciała zmarłej oraz czas znalezienia zwłok utrudniają śledczym pracę. Po pewnym czasie dochodzi do kolejnego morderstwa. Nie tylko dodaje to pracy bohaterom, ale i stwarza szansę odkrycia kolejnych poszlak.
***
Widać, że Agnieszka Pruska zna się na pracy w policji. Zastosowane słownictwo i procedury świadczą o tym, że wie o czym pisze. Zaczynając czytać, nie sądziłam tylko, że "Łowca" będzie taki szczegółowy. Nie chodzi mi o opisy miejsc zbrodni, te są wystarczająco dokładne, by czytelnik mógł sobie wyobrazić co Uszkier zastał na miejscu zbrodni, ale o przeprowadzone śledztwo. O te wszystkie rozmowy z potencjalnymi świadkami, podsumowania, przepytywanie. Popularne kryminalne seriale telewizyjne przyzwyczaiły mnie do szybkiej akcji i niemalże natychmiastowych wyników. Szast prast i w czterdzieści pięć minut mamy sprawcę w kajdankach. Agnieszka Pruska w kryminale, który miałam przyjemność przeczytać, pokazuje nieco inne oblicze pracy policji, a śledztwo nie trwa parę dni, tylko parę tygodni i jest niesamowicie żmudne. Autorka przypomniała mi, że w dochodzeniu nie jest najważniejszy tylko komisarz prowadzący śledztwo. Ważni są również inni ludzie, którzy przy tym śledztwie pracują i tak jak w każdej firmie istotne są relacje jakie łączą poszczególne osoby, oraz relacje z szefem (tak, grunt do dobre podejście ;))
Książka liczy sobie niemal pięćset stron. To sporo, co przy szczegółowości prowadzonej sprawy powodowało, że czytając łapałam się na myślach typu: kiedy w końcu na coś trafią, bo zaczyna się robić nudnawo. Potem pojawiały się kolejne zwłoki, a o sprawcy nadal nie było wiadomo zbyt wiele. Snułam naturalnie swoje przypuszczenia, kto mógł stać za tymi morderstwami, ale dałam się wyprowadzić w pole autorce :). Dopiero w ostatniej jednej trzeciej powieści fabuła nabiera tempa i jest ciekawie. Niestety rozwiązanie sprawy odbyło się bez jakiegoś "łał". Moja ciekawość została zaspokojona i to było w zasadzie wszystko.
***
Mając porównanie kryminału z komedią kryminalną tej samej autorki, zdecydowanie bardziej podchodzi mi w tym drugim gatunku. Chociaż nie mogę "Łowcy" nic zarzucić: konstrukcja jest bardzo dobra, naturalne dialogi, pomimo dużej ilości postaci, są one różnorodne, a osoba komisarza Uszkiera jest świetnie napisana; czegoś mi w nim zabrakło, czegoś co by w tej powieści porwało. Niemniej jednak dla każdego pisarza/pisarki kryminałów odczuwam nieskrywany podziw.
***
Czy polecam Wam "Łowcę"? Tak. Jestem pewna, że wierni czytelnicy autorki i wielbiciele Barnaby z pewnością po niego sięgną, ale i Ci, którzy trafią na ten kryminał przypadkiem nie powinni czuć się zawiedzeni, co najwyżej będą odczuwać pewien niedosyt.