Po świetnym Kontrakcie z Jacksonem, który ogromnie mnie bawił i którego polecałam wszystkim wokół, bardzo byłam ciekawa Układu z Cameronem. Chcąc nie chcąc, jeszcze przed własną lekturą, gdzieś tam dolatywały do mnie opinie innych osób, kilka słabszych i odrobinę zaczęłam się obawiać.
Na szczęście, jeśli o mnie chodzi, okazało się, że zupełnie niepotrzebnie się bałam! Historia Joellen i Camerona naprawdę mnie zauroczyła! Ma ode mnie takie 7,5/10 gwiazdek, ale że nie ma tu połówek, tym razem zaokrągliłam w dół.
Joellen pracuje, dużo pracuje, a w wolnym czasie za towarzystwo ma głównie swojego kota.
Pewnego dnia w sąsiedztwie, zamiast osoby, która powinna tam mieszkać, natyka się ona na obcego faceta.
Wielki, irytujący gracz rugby, chyba na wpół głuchy, bo muzyki słuchał tak głośno, że razem z nim skazane zostało na to jeszcze pół budynku. A Joellen to wkurzało. W końcu zawarli układ. Ten był jeszcze zupełnie nieszkodliwy, w zamian za ciszę i spokój J. gotowała dla Cama kolacje. Gdzieś w tych wkurzających wizytach Cama, a muszę podkreślić, że był on naprawdę, no cóż, specyficzny ;) wyszło jednak na jaw, że dziewczyna kocha się w swoim szefie. Od lat. Dziesięciu lat. A teraz ma swoją szansę, bo wygląda na to, ze Michael się rozwodzi.
Ale, przecież kobieta ma 36 lat, nie uważa się za piękność, natomiast widzi u siebie zdecydowanie zbyt wiele kg i jakiś milion wad i niedostatków. I tu miał pomóc jej Cameron.
Jeśli jednak myślicie, że J. to tylko taka szara myszka, cichutka i grzeczniutka, zdziwicie się! Przy Cameronie... Och, jak ona cudownie mu pyskowała! :P Ich rozmowy często ogromnie mnie bawiły. Ale miały też w sobie tak wielki urok! Autorka naprawdę rewelacyjnie potrafiła oddać to co działo się między bohaterami, napięcie pomiędzy nimi, to jak rodziła się przyjaźń.
Ogromnie podobało i się ukazanie transformacji Joellen. Nie tej zewnętrznej, ale tej wewnętrznej.
Ktoś, kto ma idealną rodzinę, piękną, cudowną, bla bla bla, a sam jest tym gorszym, nie tak ładnym, nie tak wspaniałym. A przynajmniej całe życie słyszy takie słowa skierowane do siebie. Od własnej rodziny. Od własnej matki. I wierzy w to. I chowa się w swojej skorupce, zarywając brzydkimi swetrami.
I wiecie co? Każdemu z nas życzę takiego Camerona. Kogoś, kto widzi nas naprawdę i kto nie pozwala nam wierzyć w głupoty powtarzane przez innych. Kto wkurza się za każdym razem, kiedy twierdzimy, że jesteśmy nie dość.
Czy sama fabuła jest przewidywalna? Tak. Czy to cokolwiek tej książce odbiera? Zdecydowanie nie!
Dla mnie była naprawdę bardzo dobra, a bohaterów uwielbiam!
I jeszcze takie dwa cytaty na koniec.
"Ale czasem to, co bierzesz za miłość, jest tylko piękną formą autodestrukcji. Najgorsze w życiu to oddać siebie w zamian za nic".
"Bycie miłą, to najgorsze, co kobieta może zrobić. Miła musi zepchnąć na bok własne uczucia i myśleć o innych. Miła nie odzywa się, choć wie, że ktoś nie ma racji. Miła żyje po to, żeby uszczęśliwiać ludzi i zamartwiać się ich opiniami. Miła nigdy nie dostaje tego, czego naprawdę pragnie". to w dużej mierze ja... dlatego te zdania we mnie uderzyły.