Killian to bohater, którego miałam okazję już trochę poznać w poprzednich tomach serii "Black". Już od samego początku spodziewałam się, że jego historia będzie tą, która jeszcze bardziej przypadnie mi do gustu. Przyćmił mi nawet cudownego Axela. Teraz mogę Wam zdradzić, czy dalej to podtrzymuję.
Główny bohater jest typem samotnika, jednak nie bez powodu. Nie będę go tutaj zdradzała, ponieważ sami możecie się o tym przekonać, czytając tę serię i stopniowo go poznając. Mieszka sam. No, z dwoma stworzeniami z rodzaju tych, za którym nie przepadam. Tak, ma dwa koty. Przyznam, że w tej historii mają one swój urok. Idealnie odzwierciedlają dwa skrajne charaktery. Wszystko zaczyna się burzyć, kiedy to, mimo jego stanowczej odmowy, na progu mieszkania pojawia się ona - Rose. Córka mężczyzny, który poślubił matkę Killiana. Gwoździem do trumny jest fakt, że miał okazję widzieć ją już wcześniej, w okolicznościach, o których nie chciał pamiętać.
Rose została dosłownie postawiona pod ścianą. Nie ma dosłownie nic, nawet dachu nad głową. Ostatnią deską ratunku jest właśnie zamknięty w sobie, mroczny Killian. Cóż, nawet jej ojciec, skupiony na własnych problemach, nie dostrzegł tego, jak wielkiej pomocy potrzebuje dziewczyna. Na szczęście, albo i nie, dostrzega to właśnie jej nowy współlokator, bo przecież nikt nie dostrzeże wewnętrznego zniszczenia lepiej niż druga, również zepsuta przez świat, osoba.
Otwierając tę książkę, musicie być w pełni świadomi, że nie będzie łatwo i kolorowo. Tytuł sugeruje, aby spodziewać się więcej czerni, może delikatnych odcieni szarości, a nie pozostałych barw, które są nam znane.
Ta historia boli niejednokrotnie, ponieważ pokazuje, jak bardzo człowiek może być zniszczony. Jak ciężko może być zaczerpnąć oddech i utrzymywać się na powierzchni. To, co przydarzyło się bohaterom, jest bardzo niesprawiedliwe, ich problemy są tak głęboko zakorzenione, że owe badyle zdążyły przebić się przez każdą komórkę ich ciała.
Tylko, żebyście nie myśleli, że dostaniecie tu same przykre emocje, o nie. Autorka bardzo ciekawie to wszystko wybalansowała. Bo przecież nie mogło tu również zabraknąć zarówno rozbudowania relacji między głównymi bohaterami, jak i postaci z poprzednich tomów, a wiadomo, że z takimi charakterami, nie może być nudno. Poza tym, to niezwykłe, bardzo specyficzne, czarne poczucie humoru Killiana i Axela, jest moim ulubionym. Przepięknie jest tu okazana prawdziwa przyjaźń, taka na dobre i naprawdę złe, wręcz najgorsze momenty. Wsparcie to jest światełkiem w tunelu i być może tym, co pozwala łatwiej utrzymać się na powierzchni, o której wcześniej wspomniałam.
Autorka ponownie pozwoliła mi na zatracenie się w historii, którą stworzyła. Ta książka pochłania czas, nie pozwala na oderwanie się od niej. Wywołuje różnorodne emocje, silne emocje, które zostają w naszej głowie. Sympatia do bohaterów, daje możliwość przeżywania z nimi każdego wzlotu i upadku, wewnętrznej walki, którą ze sobą toczą. W tym wszystkim, nie da się ich nie lubić, można się jedynie do nich zbliżyć.
Pamiętajmy, że okazywanie naszych słabości, emocji nie jest czymś złym. Dopuszczenie do siebie odrobiny nadziei pozwala na drobne ogrzanie naszego wnętrza. Jest pewnego rodzaju, nawet jeśli tylko chwilowym, oczyszczeniem. Nie każde zakończenie musi być szczęśliwe, ale to od nas zależy, ile z siebie damy, żeby jednak takie było.