Las. Cisza. Dziewczyna, której nie powinno tam być. Zmarznięta, samotna, milcząca. Tak zaczyna się ta historia. Tak zaczyna się niepokój, który wpełza pod skórę i zostaje tam do ostatniej strony.
Dorota Gliwa nie pisze książki, którą można po prostu przeczytać. "Odludzie" się przeżywa – niczym sen na granicy jawy i koszmaru. To opowieść o ludziach, którzy wymazali się z cywilizacji. O rodzinie, która zamiast wrócić do świata, została w dziczy, choć nie było już wirusa, przed którym uciekli. O Emi – dziewczynie z lasu, która skrywa tajemnice gęstsze niż puszcza, w której dorastała.
Gdy trafia na komisariat w Wigilijny poranek, nikt nie wie, kim naprawdę jest i co przeszła. Nikt, poza nią samą – a może i ona już nie pamięta? Przeszłość jest tu jak drzewa w lesie: splątana, ciemna i pełna cieni. Milczenie Emi jest jak echo tego, co wydarzyło się na odludziu. Tylko psycholożka Sara Mikulska ma odwagę wejść w ten mrok, zapytać, dotknąć, zrozumieć.
Czy można zapomnieć świat? A może to świat zapomina o tych, którzy wybierają samotność? Gliwa prowadzi nas przez tę opowieść z precyzją chirurga – tnie ostro, głęboko, bez znieczulenia. Klimat książki jest jak mgła unosząca się nad leśnym poszyciem – niepokojący, duszny, nieprzewidywalny. Nic tu nie jest oczywiste, nic nie jest proste.
To nie jest zwykły thriller. To książka, która każe patrzeć w ciemność i pytać, czy na pewno chcemy zobaczyć, co się w niej kryje. A kiedy już raz tam zajrzymy – nie będzie odwrotu.
Gliwa snuje tę historię z niepokojącą lekkością. Nie epatuje grozą – ona sączy się sama, powoli, kropla po kropli, aż w końcu orientujemy się, że stoimy po kostki w czymś, co przypomina bagno. A kiedy próbujemy się z niego wydostać, okazuje się, że wciąga nas coraz głębiej.
Jest coś przerażającego w tym, jak autorka opisuje las. Nie jako piękne, sielskie schronienie, ale jako coś, co pożera ludzi, ich wspomnienia, ich człowieczeństwo. Czy można mieszkać w dziczy przez lata i nie stać się jej częścią? Czy można odciąć się od świata i nadal być sobą?
Krugerowie, rodzina Emi, zdecydowali się na życie w ukryciu. Przed czym naprawdę uciekali? Przed wirusem, przed ludźmi, przed sobą? Pytań jest więcej niż odpowiedzi, ale to właśnie sprawia, że "Odludzie" pozostaje w głowie na długo po lekturze.
Czy las jest azylem, czy pułapką? Czy można wrócić do świata, jeśli przez tyle lat żyło się poza nim? A może prawdziwa izolacja nie ma nic wspólnego z miejscem, w którym jesteśmy – tylko z tym, co nosimy w sobie?
Nie znam odpowiedzi. Ale wiem jedno – ta książka to nie tylko historia. To doświadczenie. I nie każdy będzie gotowy je przeżyć. Czy polecam? Tylko jeśli jesteś gotowa/gotowy na historię, która zostaje w Tobie na długo. Bo "Odludzie" to nie tylko miejsce. To stan umysłu.