"W takich czasach nikt nie patrzył na wiek. Wszyscy próbowali chwytać życie i czerpać z niego pełnymi garściami. Młodość szybko mijała, to ledwie kilka lat, które w ich sytuacji wcale nie były beztroskie, ale naznaczone głodem i niepewnością."
Już niejednokrotnie wspominałam Wam, że bardzo cenię sobie pióro Sylwii Kubik. Tym razem miałam okazję odkryć jej prozę na nowo, gdyż "Pod obcym niebem" to pierwszy tytuł autorki, który śmiało mogłabym określić jako powieść z historią w tle. Choć samych faktów historycznych jest tu niewiele, gdyż książka ta stanowi bardziej świadectwo życia przodków autorki, to bez problemu da się tu odczuć nastrój wojennych lat. Już z początkowych opisów dowiadujemy się o wszechobecnym głodzie, niepewności i braku perspektyw na jutro. Czytając fragmenty dotyczące życia polskich rodzin tuż po wybuchu wojny, moje serce krwawiło. Dodam tylko, że wcale nie chodzi mi tu o jakieś dramatyczne sceny, nie, to była moja reakcja na myśl o głodnych dzieciach, których rodzice nie mieli co włożyć do garnka.
Po takich słowach człowieka przejmuje bezbrzeżny smutek.
"Pod obcym niebem" opowiada historię Marianny i Lucjana, dziadków autorki. Dzięki zaangażowaniu wielu osób mamy możliwość poznać ich losy, dowiedzieć się, jak radzili sobie w tak trudnym momencie historycznym. Jak przyznaje sama pisarka, nigdy nie patrzyła na nich przez pryzmat młodości, zawsze widziała ich jako starszych ludzi, z bagażem doświadczeń. (Właściwie, ma tu na myśli babcię, bo dziadka niewiele pamięta.) Historia spisana na kartach powieści ma więc dla autorki bardzo osobisty charakter, stanowi próbę zrozumienia przeszłości oraz zachowania jej od zapomnienia. Niemniej, książka napisana jest na wysokim poziomie, rzekłabym nawet, że na wyższym niż poprzednie powieści pisarki.
Sam fakt, że mamy do czynienia z rzeczywistymi wydarzeniami, które kiedyś miały miejsce, od razu nastraja czytelnika zgoła inaczej. Duże znaczenie ma również to, iż czytamy o trudnych latach - Marianna i Lucjan poznają się na robotach u bauerów w Niemczech i choć oboje zgłosili się na nie dobrowolnie, nie znaczy to że, stanowiły one spełnienie ich marzeń. Niestety, czasem trzeba po prostu wybrać mniejsze zło, zdecydować, co może przynieść więcej pożytku niż szkód. I choć to nigdy nie jest łatwa decyzja, zawsze należy kierować się dobrem drugiego człowieka.
Marianna i Lucjan to wojenni bohaterowie, którzy musieli dorosnąć zbyt szybko. Ówczesna rzeczywistość pełna była takich ludzi, którzy dźwigali na swoich barkach ciężary znacznie przekraczające ich możliwości. Jednak wtedy nikt się nie skarżył, tylko robił to, co do niego należało. Nie inaczej było w przypadku dziadków Sylwii Kubik. Oboje, mimo obaw wybrali się do pracy na obczyznę, by dzięki temu odciążyć własne rodziny, swoją nieobecnością zwiększając ich racje żywnościowe. Przyznam, że nie wiem jak ja postapiłabym w takiej sytuacji. Czy byłabym w stanie zostawić w domu bliskich, wiedząc że jestem dla nich nieocenionym wsparciem, jednocześnie zdając sobie sprawę, że mój wyjazd może pomóc im przeżyć?
Pod obcym niebem żyje się inaczej, ale nie jest powiedziane, że nie można tam znaleźć szczęścia. Z pewnością warunki, w których przyszło żyć Mariannie i Lucjanowi nie stanowiły szczytu ich marzeń, ale, wbrew pozorom, dawały im bezpieczeństwo i przede wszystkim pełne brzuchy, a ciężka praca utwierdzała w przekonaniu o własnej użyteczności. Jeszcze gdy doszła do tego życzliwość drugiej osoby, tak, wtedy człowiek zyskiwał namiastkę szczęścia. Niestety, na niektóre rzeczy nie mamy żadnego wpływu, musimy je po prostu zaakceptować i starać się znaleźć spełnienie w takiej rzeczywistości, w jakiej przyszło nam żyć.
Moja ocena 9/10.