„…Ona tego chce, ta ciemność, żeby spadł ten ciężar, żeby odrzucić hamulce…”
Muszę przyznać szczerze, że jeszcze nigdy wcześniej w życiu czegoś takiego jak to, to nie przeczytałam.
Książka „Widzialna ciemność” już na dzień dobry zaintrygowała mnie bardzo swoim tytułem. Co on może oznaczać?
Czytelnik dostaje wskazówkę, że powieść Goldinga może być zderzeniem z ponurym, smutnym i depresyjnym światem pewnych ludzi, których życie wyjątkowo doświadcza i którzy chcąc czy nie chcąc, udając czy nie udając; biorą na barki tę brutalną rzeczywistość wychodząc jej na przód, jakby wchodząc w samą paszczę lwa żyli w niej przeklęci i doszli już do takiej skrajności, że nauczyli się tak żyć, bez możliwości i potrzeby oddychania powietrzem… Pomimo tego. Wyobrażacie sobie to? Czułam, że Golding stworzył ambitne i wartościowe dzieło.
Każdy człowiek przynajmniej raz w życiu zadał sobie pewnie bardzo trudne pytania natury egzystencjalnej: „Kim jestem?” lub „Po co jestem?”
Takie też pytania zadaje sobie Matty-bohater pierwszej części książki. (Części są trzy, druga poświęcona jest siostrom bliźniaczkom: Sophy i Toni; z naciskiem na pierwszą z nich.) Chłopca poznajemy w bardzo ciężkim momencie życia, ledwie ocalałego i mocno pokiereszowanego fizycznie. Ta inność sprawia, że ludzie go odrzucają, obrzydzeni jego zdeformowanym wyglądem i nie okazują większej troski. Naiwnej sierocie, wyśmiewanej i dyskryminowanej od najmłodszych lat, która doświadcza na sobie poczucia gorszości i ułomności na pewno nie pozwala to z większą pewnością odnaleźć się w społeczeństwie czy znaleźć swojego miejsce na ziemi. Nie wspominając już o jakimkolwiek sensie istnienia… Wiecie, czym skorupka za młodu nasiąknie… W tym przypadku, bardzo ważna jest tutaj kwestia takiego mocnego niedowartościowania z zewnątrz i dojrzewania z poczuciem, że jest się kimś gorszym. Coś co od początku zakiełkuje w człowieku zapuszcza korzenie w dorosłym życiu. Uczestniczymy więc w życiu człowieka, który musi żyć ze swoimi trudnościami i bardzo złymi doświadczeniami zgotowanymi przez dorosłych. Nauczyć się żyć bez oddechu. Mieć twardą skorupę i szukać swojego lepszego miejsca na ziemi. Pomimo tej swojej widzialnej ciemności nie poddawać się. Możemy się więc dalej przekonać jak mu to szukanie wychodzi...
Druga część jest już o innych bohaterkach jak wcześniej wspomniałam, które również zmagają się z przeciwnościami losu. Tak bardzo sobie bliskie, odczuwają w dziwny sposób wzajemną zazdrość i rywalizację. Również możemy prześledzić ich losy od dzieciństwa oraz sam proces dojrzewania i podejmowanie przy tym istotnych decyzji wpływających na przyszłość. Chociaż początkowo te dwie części i historie są odrębne, to z czasem splatają się ich losy. Przepełnione przemocą, brudem, brutalnością życia, igraniem z prawem i wieloma okazjami do potworności.
Każdą z tych osób, pomimo młodego wieku łączyło już jedno. Była to świadomość, że należą wyłącznie do samych siebie i do nikogo więcej. Zamknięci w swoich bólach, krzywdach, grzechach i przeolbrzymiej samotności, która aż kipi jak przegotowane mleko.
„Wszyscy jesteśmy szaleni, cała nasza przeklęta rasa ludzka. Uwikłani w złudzenia, oszustwa, kłamstwa o przenikalności przegród, wszyscy szaleni, w domu wariatów”
Powiem Wam, że ten cytat jest chyba najlepszym podsumowaniem całej powieści. To nie jest lekka i przyjemna lektura, z pewnością nie dla każdego. Z jednej strony lubię trudne tematy, ważne i delikatne- często wpadające wręcz w depresyjne akcenty… ale, w tym przypadku mnie to chyba przerosło. Zbombardowała mnie ta książka swoją mrocznością i ciężkim klimatem całkowicie. Trzeba zdecydowanie na samym początku nastawić się na ciężkie do uniesienia emocje po przeczytaniu słowa Williama Goldinga, żeby ostatecznie nie zwariować.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.