Czasem bywa tak, że w bohaterze książki, którą czytamy widzimy cząstkę siebie. Podobne zainteresowania, doświadczenia, czy cechę charakteru. Rzadko zdarza się jednak tak, by w każdym z bohaterów ujrzeć fragment własnego życia.
To nie jest książka dla wszystkich. Nie wiem czy ta książka jest też dla Ciebie, ale na pewno była ta książka dla mnie.Jest rok 1997. Lato naznaczone wielką powodzią. Pamiętam ten okres bardzo dobrze, z uwagi na przyjazd kolonii dzieci z rejonów, które spustoszyła woda, do Domu Księży Werbistów - obok którego wtedy mieszkałam. Jedno z przebywających tam dzieci opowiedziało mi historię; najsmutniejszą historię jaką wtedy słyszałam i która do dziś powoduje u mnie smutek, ale ja nie o tym...
Dla mnie to lato było dwukolorowe. Z uwagi na krzyczący zewsząd utwór zespołu Hey "Moja i Twoja nadzieja".
Akcja powieści toczy się na blokowiskach Kutna. Bohaterami są trzynastoletni chłopcy, głównym jest Chudy. Chłopcy właśnie rozpoczęli wakacje, dla niektórych z nich zaczną się one dopiero po otrzymaniu lania - za brak promocji do następnej klasy. Chudy opowiada jak spędzał ten letni czas, który miał być "najlepszymi wakacjami jakie do tej pory przeżył".
I tak za pomocą jego narracji jesteśmy na wakacjach zwykłych dzieci, z niezbyt zamożnych rodzin i tych z głębokimi problemami nazywanymi dziś popularnie - patologią.
To nie jest kolorowy świat, gdzie wszyscy szukają tęczy i biegają z jednorożcami, jaki żyje w pamięci niektórych z moich rówieśników. To owszem była też zabawa - gra piłkę, ale i wybijanie szyb, chęć uniknięcia konsekwencji - modły żeby przewidywany efekt millenium jednak nastąpił szybciej (sic!), i wszechobecna manifestacja siły fizycznej starszych i większych.
Opis samej powodzi jest mocno realistyczny, przytłaczający, mroczny i niestety prawdziwy.
Podczas czytania bywało różnie. Śmiałam się, ale i było mi smutno. Dla mnie to była sentymentalna podróż w głąb siebie. Wiele rzeczy z tamtego okresu, nie że zapomniałam, ale nie chciałam pamiętać, teraz musiałam je przemyśleć raz jeszcze, jako dorosła i chyba było mi to potrzebne.
Znowu czułam smak lizaka HIT z rozmiękczonym śliną, obgryzionym kartonowym patyczkiem. Znowu żułam Hubbę Bubbę, a na śniadanie jadłam bułkę z żółtym serem i pomidorem, któremu daleko było do uprawy BIO, a wszystko popijałam słodzoną cukrem, zwykłą czarną herbatą. Wychodziłam rano, wracałam późnym wieczorem. Nie było smartfonów. Pilnowaliśmy się sami. Choć robiliśmy głupoty i dziś łapię się za głowę jak mogliśmy być, aż tak nieodpowiedzialni... To mimo wszystko - był to piękny czas...
Większość z nas wyglądała tak samo. Trampki, rozciągnięte koszulki i spodenki z obciętych spodni. Nikt nie obnosił się gadżetami, a jak ktoś dostał coś nowego, to zabierał to na podwórko. Byliśmy brudni, piliśmy czerwoną, chemiczną oranżadę z jednej butelki, na którą robiliśmy zrzutkę.
Chudy nie pochodzi z patologicznej rodziny. Ma kochających rodziców, którzy kiedy nie mogą zabrać go na wakacje informują go o tym i... przepraszają. Jednak otoczenie chłopaka, nie ma takiego szczęścia i ten chcąc się dopasować nie wychyla się, wtapia się.
Uczy się bardzo dobrze, ale czy dlatego, że tego chce? Czy dlatego, że nie chce zawieźć rodziców?
Narracja jest pierwszoosobowa. Choć opowiada to młody chłopak, to przemyślenia bywają bardzo dojrzałe, jakby obecnie dorosły, tłumaczył sam sobie własne młodzieńcze posunięcia i próbował wykonać rachunek sumienia.
Były to czasy Nirvany, The Offspring, czy polskich formacji Kaliber 44, czy Wzgórze Ya-Pa 3. Spędzaliśmy czas ze sobą. Kupowaliśmy Popcorn, Bravo czy Świat Wiedzy. Pokoje oklejaliśmy plakatami, a swój wewnętrzny bunt większość z nas manifestowała obnosząc się ze swoim muzycznym idolem. Był to też czas pierwszych miłości, ale i u niektórych - prób z różnego rodzaju używkami
Czy to ciężka, osnuta kanwą beznadziejności blokowisk lat 90 - tych książka? Nie. To zwykłe wakacje, dojrzewających nastolatków, którym nikt nie serwował jeszcze wykładu jak powinno wyglądać szczęśliwe dzieciństwo i ile trzeba mieć, by móc nazwać się szczęśliwym. Kiedy nikt przesadnie nie lukrował wizji przyszłości.
Siedzę dziś i żuję gumę rozpuszczalną Maoam (nadal wszyscy nazywają ją też Mambą), którą dostałam od bratanicy i smak jest taki jak zapamiętałam, więc może ja też nie zmieniłam się aż tak bardzo; jak mi się wydawało? I świat też nie?
"Dobra muzyka ma tę właściwość, że słychać w niej twoje własne myśli".
Dobra książka też.