Dzień dobry serdeczne! Dziś przyszła pora napisać kilka słów o trzecim i ostatnim tomie najsłynniejszego polskiego melodramatu. Przyznać muszę, że byłam porządnie zaskoczona faktem, że taka kontynuacja w ogóle istnieje. Myślałam, że śmierć jednego z bohaterów "Trędowatej" kończy całą historię, jednak okazuje się, że istnieje jeszcze ciąg dalszy i to właśnie tu znajdziemy wyjaśnienie kilku wątków, które zostały otwarte w "Trędowatej".
Akcja "Ordynata Michorowskiego" toczy się kilka lat później. Ordynat Michorowski pogrążony od lat w żałobie podupada na zdrowiu i zostaje wysłany za granicę w celu podreperowania zdrowia. Tam spotyka swojego kuzyna, zubożałego i uzależnionego od hazardu młodego mężczyznę, którego ordynat, widząc w nim siebie samego sprzed lat, postanawia wziąć pod swoje skrzydła i pomóc mu się odbić od dna... Panowie wracają do kraju gdzie Bohdan poznaje Lucię Elzonowską i zakochuje się w dziewczynie, jednak ta, od kilku lat żywi głębokie uczucia do Waldemara- niestety bez wzajemności. Do rywalizacji o rękę dziewczyny staje kolejny mężczyzna. Co zrobi ordynat? Czy Lucia pogodzi się z odrzuceniem przez Waldemara? Czy zapragnie zemsty i wyjdzie za kogoś innego? Kogo wybierze? Czy Bohdan stanie na nogi i zacznie pomnażać rodzinny majątek?
Tego już Wam nie zdradzę, ale gwarantuję, że odpowiedzi na te pytania znajdziecie w niniejszej historii.
Przyznać muszę, że choć historia jest urocza, opowieść o miłości Stefanii i Waldemara mogłaby się śmiało skończyć na tomie drugim "Trędowatej", ta mogłaby być zupełnie oddzielną historią, tym bardziej że Waldemar w tej historii jest gdzieś z tyłu, snuje się za plecami innych i naprawdę nie jest on tu tak naprawdę główną postacią. To Bohdan gra tak naprawdę główne skrzypce w tej historii, to głównie jego i jego przemianę obserwujemy przez cały czas. Oczywiście nie brakuje tu pozostałych bohaterów, których już zdążyliśmy poznać wcześniej, ale to już jednak nie to samo.
Czegoś mi brakowało w tej historii, przeczytałam, bo przeczytałam, ale już bez tak wielkich emocji, jakie mi towarzyszyły przy "Trędowatej". Wtedy towarzyszył mi zupełnie inny nastrój niż teraz.
Akcja dzieje się dość szybko, Autorka konkretnie wskazuje, z jakimi problemami walczyli ludzie na przełomie wieków, i pokazuje, jak surowe konsekwencje były wyciągane wobec osób, które sprzeciwiały się zmianom, które nadchodziły wielkimi krokami.
Zdecydowanie mniej tu barwnych opisów, mniej romantyczności i rodzących się dopiero uczuć, absolutnie brakuje mi melancholii i refleksji, która towarzyszyła mi poprzednio, choć książkę czyta się naprawdę dobrze, nie mogłam wykrzesać w sobie takich emocji, jakie towarzyszyły mi gdy czytałam poprzednie tomy. Myślę, że moim błędem było sięgnięcie po "Ordynata..." zaraz po skończeniu "Trędowatej".
"Trędowata" to historia, która nie traci na wartości i uniwersalności na przestrzeni lat i sądzę, że jej wartość nigdy nie przeminie, o niniejszej kontynuacji mam jednak odmienne zdanie. Nie jest to raczej opowieść, która zapadła mi w pamięć na zawsze, choć nie mówię, że nie cieszę się, że ja poznałam.
Czy polecam?
Myślę, że tak, choć jest to historia z tych, o której trzeba wyrobić sobie zdanie samemu. W "Trędowatej" jestem zakochana, w "Ordynacie Michorowskim" już nie koniecznie, choć nie mówię, że nie warto poznać tej historii.