Dziś przychodzę do Was z opinią o książce, która przeczołgała mnie emocjonalnie tak, jak żadna inna w ostatnim czasie. Z książką, o której nie mogę przestać myśleć, choć od momentu, w którym skończyłam ją czytać, minęło już kilka dni. Nie spodziewałam się, że pod tak niepozorną okładką szaleje takie tornado emocji, które porywa w swój wir już od pierwszej strony i z każda kolejną przewracaną stroną zbiera ogromne emocjonalne żniwo.
Wypowiadając znamienne słowa "...i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci" wierzymy, że otwiera się przed nami życie pełne szczęścia, miłości i samych pozytywnych wydarzeń, nie dopuszczamy do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak, że coś się zawali... Los bywa jednak przewrotny i nie jednokrotnie sprawdza, czy słowa, które wypowiedzieliśmy przed urzędnikiem/ księdzem mają dla nas wartość, czy potrafimy trwać w tym ślubowaniu, w razie potrzeby podjąć się opieki nad drugim tak bardzo bliskim i ukochanym człowiekiem.
Historia, do której poznania zaprosiła nas M. F. Mosquito to opowieść o pięknej i wyjątkowo rzadkiej w dzisiejszych czasach miłości, miłości, o którą się walczy z całych sił i do końca, którą przerwać może tylko jedno...
Znajomość Alicji i Łukasza nie zaczyna się zbyt optymistycznie, dziewczyna decyduje się na randkę z nieznajomym, który w środku spotkania odbiera telefon i wychodzi z restauracji. Los jednak po pewnym czasie postanawia ponownie postawić ich na swojej drodze, dają sobie kolejną szansę i powoli otwierają się na miłość, niestety mężczyzna nie do końca jest szczery i po pewnym czasie wychodzi na jaw jego tajemnica, która przewraca całą sytuację do góry nogami. Na szczęście nie psuje ona relacji między tą dwójką, więc los po raz kolejny próbuje dokopać zakochanym- Łukasz odkrywa na ciele ukochanej podejrzaną zmianę. Zaczyna się walka nie tylko o zdrowie, ale i o uczucie, z którego chce zrezygnować jedno z nich...
Nie napiszę Wam, kto chce dać drugiej osobie szansę na szczęście- usuwając się w cień, jak potoczy się walka z chorobą, czy nadejdzie upragniony happy end. Tego dowiecie się, poznając tę wyjątkową historię.
Zaczynając odkrywać tę historię, początkowo sądziłam, że mam do czynienia z kolejnym"zwykłym" romansem, i to odczucie utrzymywało się gdzieś do połowy książki, potem nastąpiło coś, czego się zupełnie nie spodziewałam. Po przekroczeniu środka - akcja ruszyła, w kierunku którego zupełnie się nie spodziewałam.
"Uwierzyć w miłość" to słodko-gorzka opowieść. Jest to opowieść o normalnym życiu, pełnym wzlotów i upadków, o życiu, które może przydarzyć się każdemu z nas. Jest to historia o miłości, przyjaźni, o szczęściu i cierpieniu, o dawaniu kolejnej szansy i nadziei na lepsze jutro, nie brakuje tu ciepła i namiętności, ale na równi pojawiają się łzy bólu i rozczarowania. Jest to historia pełna kontrastów i niosąca w sobie ważne przesłanie.
Autorka stworzyła piękną, choć bardzo bolesną historię, która powinna być ważnym głosem namawiającym ludzi do badań nawet w momencie, w którym wydaje się nam, że nic się nie dzieje i nic nam nie dolega. Pokazuje, jak bardzo choroba może być podstępna, żerując na naszym ciele, nie dając przy tym oznak, które podniosłyby alarm. Udowadnia także, że mając przy sobie ludzi, którym na nas zależy, można przenosić przysłowiowe góry a przyjaźń i miłość, którą jesteśmy otoczeni, potrafi zdziałać cuda. Autorka pięknie te uczucia pokazała, choć ubrała je w niezwykle smutny strój. Wykorzystała potencjał tej historii w całych stu jak nie dwustu procentach.
Ja jestem nią zachwycona, choć musiałam kilka razy ją odkładać, bo emocje rozmywały mi obraz, wracałam do niej za każdym razem z wielką ciekawością, ale i nadzieją na to, że wszystko się jakoś ułoży. Bohaterowie tej historii stali mi się niezwykle bliscy. Razem z nimi śmiałam się i płakałam, byłam szczęśliwa i rozczarowana, bałam się i patrzyłam z nadzieją na przyszłość, czułam tę historię całą sobą- a to zdarza mi się ostatnio dość rzadko.
Książkę pomimo bardzo trudnego tematu i wielu przerw z mojej strony czyta się bardzo dobrze. Napisana ładnym językiem, bez zbędnych opisów i ozdobników, co najważniejsze wyzwalająca mnóstwo emocji, zmuszająca do szczerej refleksji i niedająca o sobie szybko zapomnieć.
Akcja nie goni może na złamanie karku, ale gwarantuje stały dopływ adrenaliny do wszystkich najmniejszych komórek ciała. Jest przemyślana pod każdym względem i naprawdę widać, że Autorka przygotowała się do jej napisania, szczególnie tej części, która dotyka zagadnień medycznych.
Uwielbiam wszystkie postacie (poza ojcem Łukasza!), które tu występują. Każda z nich jest inna, każda wnosi coś innego do tej historii, ale wszystkie są fantastycznie poprowadzone, co ważne mają swoje charaktery i nie są przerysowane.
Bardzo się cieszę, że mogłam poznać tę historię, na pewno zostanie ona na długo ze mną i choć mamy dopiero styczeń, zdecydowanie wpisuje się do mojej topowej dziesiątki tego roku.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak, choć początkowo może się wydawać, że wzięliśmy kolejny "zwykły" romans to historia z ogromnym i bardzo ważnym przesłaniem. Ja jestem nią zachwycona! Polecam z całego serca.