Dziś przychodzę do Was z opinią o książce, która przeczołgała mnie emocjonalnie tak, jak żadna inna w ostatnim czasie. Z książką, o której nie mogę przestać myśleć, choć od momentu, w którym skończyłam ją czytać, minęło już kilka dni. Nie spodziewałam się, że pod tak niepozorną okładką szaleje takie tornado emocji, które porywa w swój wir już od pierwszej strony i z każda kolejną przewracaną stroną zbiera ogromne emocjonalne żniwo.
Wypowiadając znamienne słowa "...i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci" wierzymy, że otwiera się przed nami życie pełne szczęścia, miłości i samych pozytywnych wydarzeń, nie dopuszczamy do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak, że coś się zawali... Los bywa jednak przewrotny i nie jednokrotnie sprawdza, czy słowa, które wypowiedzieliśmy przed urzędnikiem/ księdzem mają dla nas wartość, czy potrafimy trwać w tym ślubowaniu, w razie potrzeby podjąć się opieki nad drugim tak bardzo bliskim i ukochanym człowiekiem.
Historia, do której poznania zaprosiła nas M. F. Mosquito to opowieść o pięknej i wyjątkowo rzadkiej w dzisiejszych czasach miłości, miłości, o którą się walczy z całych sił i do końca, którą przerwać może tylko jedno...
Znajomość Alicji i Łukasza nie zaczyna się zbyt optymistycznie, dziewczyna decyduje się na randkę z nieznajomym, który w środku spotkania odbiera telefon i wychodzi z restauracji. Los jednak po pewnym czasie postanawia ponownie postawić ich na swojej...