Do sięgnięcia po pozycję zachęciła mnie okładka(sami przyznajcie- jest cudowna!) oraz opis, który, niestety, znów wychwala książkę pod niebiosa. „Kobiety z klasą” w ogóle do mnie nie przemówiły…
Przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę, że fabuła jest niesamowicie nieskładna, nie trzyma się kupy. Oprócz tego narracja, kolejny chaotyczne element. Przeskakujemy z 1. osobowej do 3. osobowej i z powrotem. Sama główna bohaterka mówi o sobie czasami w 3. osobie, czego nie do końca rozumiem. Wprowadzało to tylko niepotrzebny chaos.
Jeśli chodzi o bohaterów, to ich nie da się polubić. W postępowaniu głównej bohaterki nie ma w ogóle logiki. Marię śledzi jakaś kobieta. Kiedy nasza główna bohaterka siedzi w kawiarni i znowu ją spostrzega, podchodzi do niej z wyrzutem, po czym… wsiada do samochodu nieznajomej, je z nią kolację i śpi w tym samym łóżku oraz uprawia seks. Sami przyznacie, że to bez sensu. Kto wsiadłby do samochodu NIEZNAJOMEJ osoby, która Cię ŚLEDZI i w dodatku wydaje polecenia. Główna bohaterka nie widzi w tym nic podejrzanego, zwraca się do niej po prostu jak do starej znajomej…
Druga bohaterka natomiast, owa nieznajoma Włoszka, wg opisu jest „chodzącym manifestem kobiecości z wizją świata zmierzającego w stronę stuprocentowej feminizacji”. Jest ona jednak feministką baaardzo radykalną, skrajną i niezdrową. Kobieta głosi pogląd jakoby każdy mężczyzna był zły i tłumił w jakiś sposób wolność płci przeciwnej, więc płeć piękna powinna przejąć władzę- to jedynie zagwarantowałoby spokój i dostatek na świecie. Tak, kobiety są współcześnie dalej dyskryminowane, więc trzeba z tym walczyć. Tak, mężczyźni współcześnie też są dyskryminowani, choć na pewno w o wiele mniejszym stopniu, jakimś ułamkowym, ale też trzeba z tym walczyć. KAŻDA dyskryminacja jest ZŁA. ŻADNE skrajności NIE są dobre i popadanie z rządów patriarchalnych w rządy matriarchalne też jest złe.
Główne zażalenie, jakie mam do tej książki jest takie, że w zasadzie powinna znaleźć się w kategorii erotyków bądź powieści obyczajowych. W pierwszej połowie mamy wstęp i powielone schematy, które niezwykle przypominają te z erotyków. Bogata kobieta porywa jakąś sławną wulkanolożkę, którą kiedyś widziała w telewizji, ponieważ się w niej zakochała, przygotowuje i je z nią kolację, po czym idzie z nią do łóżka i uprawia seks. Druga część natomiast to nic nie wnoszące do życia czytelnika przemyślenia głównej bohaterki, które są bardzo osobiste. Nie mam pojęcia, jaki był cel autorki. Po co w ogóle ta książka powstała? Od literatury pięknej jednak oczekiwałoby się jakichś głębszych przemyśleń, dobrze skrojonej fabuły. Po prostu, czegoś więcej.
Z plusów warto dodać, że książkę bardzo szybko się czyta oraz jest fragment o Islandii jako kraju, zachowaniach typowych dla Islandczyków, nieco o ich obyczajowości. Nie ma tego co prawda dużo(2,5 stronu…), ale zawsze coś. Ja, jako osoba fascynująca się Islandią i szeroko pojętą północą, bardzo to doceniam i mi się to podobało.
Czy polecam więc sięgnięcie po „Kobiety z klasą”? Jeśli chcecie się trochę powkurzać, nieco ponudzić oraz nic nie wynieść z lektury to tak, ale w innym przypadku gorąco odradzam. Nie jest to nic ciekawego i wartego uwagi, a na rynku wydawniczym mamy i tak wiele innych, lepszych od tej książek.