Gdy chcę książkę z całych sił, zauroczona opisem wydawcy, okładką i renomą islandzkiej autorki, a potem klops!
Niestety tak było w przypadku „Kobiet z klasą”, co absolutnie nie oznacza, że jej nie polecam. Książka ma mnóstwo plusów, jednak nie zachwyca do bólu, tak jak obiecałam sobie sama. Wydawca wykonał tu kawał świetnej roboty, marketing pierwsza klasa, z tego powodu nastawiłam się na coś innego.
Najbardziej zainteresował mnie zawód wykonywany przez główną bohaterkę, Maria jest wulkanologiem, pracuje z pasją i ja liczyłam na więcej smaczków związanych z samą pracą. Nie otrzymałam ich zbyt dużo, musiałam zadowolić się garstką informacji.
Liczyłam na mocny feministyczny wydźwięk, dostałam szaloną aktywistkę. Następnym krokiem była zmysłowa relacja, której było jak na lekarstwo. Eh…
Autorka robi dosyć duże przeskoki czasowe, niektóre wydarzenia traktuje po macoszemu, nie zagłębiając się w jaźń bohaterek, płynie szybkim tempem do zakończenia. A szkoda!
Drugą stroną medalu jest droga, którą pokonuje główna bohaterka. Kręta ścieżka pomiędzy brakiem zdecydowania a poczuciem własnej wartości. Ludzie, pojawiający się w jej życiu, są jak drogowskazy, chociaż Maria je ignoruje. Rozterki z postrzeganiem płci i własnej seksualności stanęły pod wielkim znakiem zapytania. Próbowałam rozgryźć, czy są to decyzje podejmowane pod wpływem emocji, czy przemyślane kroki?
...