Dużo dobrego nasłuchałam i naczytałam się o twórczości Michała Śmielaka – że wciąga, że straszy, że zaskakuje. Kiedy jedna z książkowych znajomych poleciła mi „Ucichły ptaki, przyszła śmierć” jako jej ulubiony thriller, który pochłonęła w jeden wieczór, nie mogłam nie powiedzieć: sprawdzam.
Na poziomie fabuły raczej nie ma tutaj żadnych zaskoczeń – czwórka przyjaciół, góry (konkretnie Beskid Niski), izolacja, dziwne zjawiska pojawiające się po czasie. Normalka, widzieliśmy to już w literaturze i filmie nie raz i nie dwa. Czytając opisy tych wszystkich strachów miałam mocne skojarzenia ze „Szczeliną” Jozefa Kariki (swoją drogą genialną, polecam), jednak mimo to chwilami czułam pewien niepokój i ciekawość, co się stanie za chwilę.
Mamy tu pierwszoosobową narrację, prowadzoną z perspektywy Michała – jednego z uczestników wyprawy i jednocześnie przyszłego pana młodego, dla którego owa wycieczka została zorganizowana w ramach wieczoru kawalerskiego. Czujemy się tak, jakby mężczyzna wprost opowiadał nam o tym, co wydarzyło się w górach; nieco prostackie i chwilami wulgarne dialogi prowadzone między nim i jego kolegami przeplatają się z plastycznymi, niemal poetyckimi opisami krajobrazów, co tworzy ciekawy moim zdaniem kontrast. Pozwala też wysnuć wniosek, że narrator, mimo pewnej pozy, którą zdaje się przyjmować przed przyjaciółmi, jest wrażliwym człowiekiem i uważnym obserwatorem.
Resztę chłopaków – Artura, Damiana i Piotra – poznajemy oczywiście głównie dzięki opisom Michała (na początku autor trochę rzuca nam w twarz ekspozycją, ale nie razi to jakoś mocno). Mogą wydawać się nieco przerysowani i stereotypowi, jednak z pewnością każdy z nich jestjakiś – a to jest dla mnie najważniejsze w powieściach, szczególnie z gatunków grozy.
Mniej więcej przez pierwszą połowę książki fabuła toczy się raczej nieśpiesznie – towarzyszymy przyjaciołom w wędrówce „szlakiem beskidzkich duchów i upiorów”, podziwiamy otoczenie oczami Michała, co jakiś czas słyszymy jakieś dziwne dźwięki lub dostrzegamy ruch na skraju pola widzenia. W pewnym momencie jednak akcja nabiera tempa – i to tak, jakbyśmy nagle włączyli odtwarzanie obrazu na prędkości x2. Pojawiają się trupy, a obłęd przybiera na sile. Śmielak wciąga nas w swoją opowieść coraz bardziej, a na końcu raczy nas plot twistem wystrzelonym w kosmos.
Skoro już wspomniałam o tych duchach i upiorach, muszę przyznać, że trochę się na tym wątku zawiodłam. Owszem, poznajemy tutaj skrawki historii Beskidu Niskiego, odwiedzamy opuszczone wioski i cmentarze, ale zabrakło tych tajemniczych postaci, podań i legend, o których mowa w blurbie. Wielka szkoda, dla mnie tym bardziej, że nie znam tego pasma zbyt dobrze i liczyłam przynajmniej na kilka ciekawych opowieści z nim związanych. Cóż, pozostaje chyba zbadać Beskid na własną rękę… i odpowiedzialność ;)
Podsumowując, jeśli szukacie wciągającego thrillera na jeden/dwa wieczory, bierzcie „Ucichły ptaki, przyszła śmierć” w ciemno. Dajcie się porwać przez klimat izolacji w nie do końca przyjaznych górach – wtedy nie będą wam przeszkadzać nieco kreskówkowi bohaterowie, ich suche żarty (sama muszę przyznać, że parę razy prychnęłam) ani być może trochę przekombinowane zakończenie.